Kanion Colca – trekking na własną rękę w nagłębszym kanionie świata

O jednym Kanionie już na tym blogu pisałam. Kanion Colca jest jednak o tyle wyjątkowy, że najgłębszy na Świecie. Szczelina, dochodząca miejscami do 4200 metrów głębokości ściąga turystów z całego globu. Szczególnie tych, którzy poddają w wątpliwość górowanie Kanionu Colca nad Wielkim Kanionem w USA. I nas też ściągnęła, szczególnie obietnicą 3-dniowego trekkingu z pięknymi widokami. I możliwością zobaczenia kondorów, czyli największych ptaków Świata.

Kanion Colca – dzień pierwszy

Jak to z popularnymi atrakcjami w Peru bywa, wyjazd z miasta odbywa się o godzinie nieludzkiej. Tak więc jesteśmy zmuszeni wybrać jedną z dwóch opcji dojazdu: autobus miejski z dworca głównego do miejscowości Cabanaconde, czyli bazy wypadowej do Kanionu Colca, lub bus turystyczny, który zabierze nas do Cabanaconde bezpośrednio z hotelu. Zachaczając po drodze o słynny punkt widokowy – Mirador del Condor. Skąd, jak nazwa wskazuje, obserwować można unoszące się w powietrzu kondory.

Trekking na własną rękę w Kanionie Colca - góry
Kanion Colca – zaczynamy trekking

Małe oszustwo w biurze turystycznym i nini-busik do Kanionu Colca

Nasza przygoda rozpoczęła się więc od odwiedzenia informacji turystycznej, gdzie bardzo miła Pani bardzo niemiło nas okłamała. Mówiąc, że zwykły bus kosztuje 35 soli. Wybraliśmy więc opcję turystyczną, która kosztowała soli 50. Uznając, że różnicę w cenie pokryje nam taksówka na dworzec. W końcu spacer przez pół miasta o 03:00 w nocy nie wydawał nam się najlepszą opcją.

Tym samym o 03:03 pod nasz hostel podjechał mikro-busik turystyczny, w którym nogi trzeba było trzymać zwrócone bokiem, bo jakby nie pchać, to przed siedzenie nie było szans ich wcisnąć. Busik tak zimny, że w kurtkach i bieliźnie termicznej, całą drogę strzykaliśmy zębami. I z kierowcą tak gwałtownym, że zaliczyłam swoje pierwsze w Peru wymioty w komunikacji zbiorowej. Które tłumaczę sobie teraz chorobą wysokościową.

I tak w pozycji kulkowej minęło nam 7 godzin drogi do punktu widokowego. Z małą przerwą na śniadanie w małej jadłodajni w miejscowości Chivay.

Normalny bus kosztuje 25 PEN. Bilet możesz kupić na dworcu autobusowym po prawej stronie (w Arequipa są dwa dworce obok siebie). Firma autobusowa nazywa się Andalucía. Autokar jest dużo wygodniejszy niż to turystyczne colectivo.

Mirador del Kondor

Kanion Colca
Kanion Colca

Przyznaję po części, że nasz wybór busa podyktowany był również możliwością zobaczenia punktu widokowego na Kondory. W internecie przeczytaliśmy, że odwiedzenie tego punktu na własną rękę nie jest znowu takie łatwe (z uwagi na nieczęste odjazdy busa w kierunku Cabonaconde).

Wysiedliśmy więc zadowoleni z naszego busika (a raczej wylaliśmy się, patrząc na pozycję naszych nóg podczas jazdy) i skierowaliśmy się w kierunku wskazanym przed przewodnika. I nie wiem, czy bardziej się przeraziliśmy, czy zachwyciliśmy. Chyba jednak pierwsza opcja była bardziej trafna. Okazało się, że wszystkie wycieczki zatrzymują się w tym punkcie o tej samej godzinie. Ponoć najlepszej do obserwacji tych największych ptaków. Niestety oznacza to również, że zmuszeni jesteśmy do obserwacji największych tłumów ludzi, przepychających się do najlepszego punktu zdjęciowego. Cała ta batalia trwa 20 min, po czym każdy turysta odnajduje swój bus, a miejsce pustoszeje. Nie dane nam było jednak tego zobaczyć, bo jechaliśmy już w kolejne miejsce.

Ale żeby nie było tak znowu negatywnie, to oczywiście sam punkt robi wrażenie piorunujące. I kondory również udało nam się zobaczyć, co nie jest podobno takim znowu pewnikiem. Trzy dumnie szybujące nad nami ptaki zataczały koła bardzo blisko barierki. I wyglądało to niesamowicie, szczególnie biorąc pod uwagę ich wielkość. I nie skłamię, gdy powiem, że orły to przy tym wróbelki (no dobra, może papugi). Co nie zmienia faktu, że dużo większe wrażenie zrobiły na nas te ptaki, gdy spotkaliśmy je na drodze, podczas naszego trekkingu. Gdy szybowały nad naszymi głowami, wśród wspaniałego widoku na okoliczne góry. Ale o tym będzie później.

Kondor widziany z punktu Mirador del Kondor w Kanionie Colca
Kondor widziany z punktu Mirador del Kondor w Kanionie Colca

Zagubione bilety

Jeżeli obserwujecie nas na instagramie, to pewnie zorientowaliście się już, że wyjątkowo dobrze trzymają się nas przypały. I tym razem również nie mogło pójść wszystko dobrze z planem. Zbyt dobrze się ten dzień zapowiadał.

Wysiedliśmy z busa i po kilku minutach ogarnęło nas dziwne uczucie, że o czymś zapomnieliśmy. No tak. Nie mamy biletów wstępu do rezerwatu. Przewodnik, który zebrał od nas pieniądze podczas śniadania rozpoczął już trekking z grupą wycieczkową. Zapominając, że trzyma przy sobie nasze bilety.

Odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że mamy numer do oszukańczej miłej Pani, która sprzedała nam bilety. Zadzwoniliśmy do niej zdenerwowani, po hiszpańsku tłumacząc sytuację i prosząc o jakieś rozwiązanie. Na szczęście udało nam się dostać numer do przewodnika, który przekazał nasz bilet pracownicy biura turystycznego. Niestety nieobecnej w pracy aż do godziny 14:00, o czym dowiedzieliśmy się dopiero w południe od jej koleżanki po fachu. Która okazała się niesamowicie pomocna i zadzwoniła do wszystkich znajomych z punktów kontroli, informując ich o sytuacji. Prosząc, aby przepuścili dwoje gringo bez biletów. Na szczęście podziałało i wkrótce zaczęliśmy swój trekking. Spóźnieni o kilka godzin i zestresowani jak przed egzaminem, ale zmobilizowani do drogi.

Zaczynamy nasz trekking

Zjedliśmy po jabłku i ruszyliśmy w drogę, aby zdążyć dotrzeć do zakwaterowania przed zmierzchem. Tego dnia mieliśmy do przejścia około 10 kilometrów, co teoretycznie nie jest duża liczbą. Biorąc jednak pod uwagę wysokość oraz gorąc, który dawał się tego dnia we znaki, nie wróżyliśmy prostej przeprawy.

Pierwsze kilka kilometrów okazało się jednak bardzo proste i pokonaliśmy je bez problemu, mijając rodzinkę w japonkach. Słyszeliśmy, że niektórzy odwiedzają jedynie ten pierwszy fragment trasy, aby odwiedzić punkty widokowe. Które były naprawdę cudowne. Niestety nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by podziwiać góry z niewielkich tarasów. Odbijemy sobie później.

Kanion Colca - góry
Kanion Colca – góry

Powoli szlak zaczął się obniżać, a my schodziliśmy w dół Kanionu Colca. Nie mogliśmy skupić się na drodze, bo piaskowe ścieżki stwarzały ryzyko skręcenia kostki przy każdej minucie nieuwagi. Patrzyliśmy więc pod nogi, omijając co większe kamyczki na trasie. Modląc się, by nie spaść w dół Kanionu. Co z uwagi na ekspozycję, nie wydawało się takie ciężkie.

W końcu dotarliśmy do łatwiejszego fragmentu trasy, skąd mogliśmy spokojnie podziwiać widoki naokoło. Znajdowaliśmy się w połowie Kanionu Colca, naokoło iskrzyły się dumnie góry. Żałowaliśmy jedynie, że nie możemy oglądać tego miejsca w porze deszczowej. Prawdopodobnie wtedy góry pokryte byłyby zielonym meszkiem, a wszystkie wyschnięte rośliny naokoło odzyskałyby życie. Chociaż zaniechaliśmy tego stwierdzenia, gdy przypomnieliśmy sobie te wszystkie strome ścieżki dzisiejszego dnia. Woda raczej nie pomogłaby ich przejść.

Kondor na trasie!

Spojrzeliśmy w górę, a nad naszymi głowami poszybował kondor. Jego wielkie skrzydła zdawały się przecinać powietrze. Ciężko nam było sobie wyobrazić, że mógłby nimi poruszyć. Dumny ptak zatoczył nad nami 3 kółka, po czym zniknął za górami. Całkiem niespodziewany widok sprawił nam dużo więcej frajdy niż wizyta na zatłoczonym punkcie widokowym.

Kanion colca w Peru - pejzaż górski
Gdzieś tam z górami schował się nasz kondor

Powoli zeszliśmy praktycznie na sam dół Kanionu, gdzie znajdował się nasz nocleg. Wypruci z sił robiliśmy ostatnie kilometry, przeklinając niewygodne plecaki. Ten dzień miał być przecież najłatwiejszy, dlaczego w takim razie jest mi tak ciężko? Powoli włócząc nogami, starałam się nie zemdleć podczas ostatniego kilometra.

Docieramy do pierwszej miejscowości – llahuar

Na szczęście udało nam się dotrzeć w jednym kawałku i zmęczeni zapukaliśmy do drzwi pierwszego (i jednego z dwóch dostępnych) hostelu w miejscowości llahuar – llahuar Lodge. Dostaliśmy tam domek oraz dostęp do gorących źródeł za 60 PEN (70zł). Od razu zamówiliśmy również kolację. Za lamę oraz danie wege zapłaciliśmy 45 PEN. Dorzuciliśmy też herbatki z koki za 6 PEN, aby poradzić sobie z uderzającą wysokością.

Hostele na trasie mają określony harmonogram podawania posiłków, dlatego nie ma możliwości zjedzenia kolacji o wybranej godzinie. Domyślnie podają ją o 18-19. Dodatkowo konieczne jest wcześniejsze zapisanie się na kolację lub śniadanie. Koniecznie zabierz ze sobą przekąski.

Gorące źródła

Gdybyśmy mieli wskazać nasz ulubiony moment trekkingu, zdecydowanie i bez wahania wskazalibyśmy na kąpiel w gorących źródłach po dotarciu do naszego zakwaterowania w llahuar. Szczególnie, gdy wróciliśmy do nich po kolacji. Gdy zrobiło się ciemno, na bezchmurnym niebie świeciły się gwiazdy, a okoliczne góry oświetlone były blaskiem księżyca. Chociaż nie mamy zdjęć z tego momentu, to był to prowdopodobnie jeden z ładniejszych widoków w naszym życiu. I mogliśmy go podziwiać, zanurzeni w gorącej wodzie, gdy temperatura na zewnętrz ledwo dochodziła do 10 stopni. Zupełnie sami, w całkowitej ciszy.

Gorące źródła w miejscowości llahuar
Gorące źródła w miejscowości llahuar

Kanion Colca – dzień drugi

Śniadanie w llahuar lodge - pancakes
Śniadanie w llahuar lodge – pancakes

Po wczorajszej kąpieli w gorących źródłach byliśmy wypoczęci i zdecydowanie gotowi do dalszej drogi. Zakwasy nie dokuczały, spaliśmy jak zabici i już o 06:00 ruszyliśmy na szlak. Na którym byliśmy zupełnie sami. Mijaliśmy lokalne wioski, przekraczaliśmy ulice i słuchaliśmy mieszkańców, którzy bardzo chcieli nam wyjaśnić, w którą stronę powinniśmy iść. Nawet, gdy nie pytaliśmy.

Większość drogi musieliśmy iść pod górę, więc palące słońce dawało się we znaki. Wysokość nie pomagała, chociaż grzecznie napiliśmy się poprzedniego dnia herbatki z koki.

Królestwo kaktusów

Pierwsza część trasy była bardzo malownicza. Mijaliśmy liczne plantacje kaktusów, z którymi robiliśmy sobie zdjęcia. Jeżeli lubicie kaktusy to zapewniam, że na tle rozległych gór, robią jeszcze większe wrażenie.

Kanion Colca - plantacja kaktusów w górach
Góry i kaktusy, czego chcieć więcej?

Obserwowaliśmy wyschnięty krajobraz oraz liczne roślinki, które z całych sił broniły się przed rażącym słońcem. Nie chcąc podzielić ich losu, łapczywie piliśmy kolejne butelki wody. Nie spodziewaliśmy się, że na trasie będzie aż tak gorąco.

W połowie drogi udało nam się trafić na ścieżkę, z której widać było Kanion Colca w całej okazałości. Góry, do których przywykliśmy wczoraj, mogliśmy teraz oglądać pod innym kątem. Czuliśmy potęgę Kanionu, w którym byliśmy jedynie mróweczkami. Z każdej strony otoczeni byliśmy górami, a pod nami było jedynie urwisko i wielka czarna dziura, która kryła dno Kanionu.

Ten dzień był zdecydowanie najbardziej zachwycający widokowo i mogliśmy wreszcie skupić się na obserwowaniu otoczenia. Ścieżka przestała być taka stroma, jak pierwszego dnia. Dzięki czemu mogliśmy spokojnie spacerować, ciesząc się dniem. Nakładaliśmy jedynie kolejne warstwy kremu do opalania, bo słońce nie miało litości. Niestety nie udało nam się ochronić ust, które już poprzedniego dnia boleśnie się o tym przekonały. Boleć będą jeszcze przez dwa tygodnie, ale kto by się tym wtedy przejmował.

Kaktusy w Kanionie Colca
Kaktusy w Kanionie Colca

Podczas ostatnich kilku kilometrów, trasa przestała być tak przyjemna. Liczne taśmy odgradzające sprawiały, że nie mogliśmy namierzyć odpowiedniej drogi. Ostatecznie postanowiliśmy je ominąć, idąc teoretycznie zakazaną ścieżką. Odpowiednią według maps.me. Oznaczało to bardzo strome zejście w dół, po piaszczystej ścieżce ze ślizgającymi się kamieniami. W pełnej ekspozycji Kanionu Colca, który nagle wydawał się jakby groźniejszy. Małymi kroczkami i z coraz większymi oporami, pokonaliśmy wzniesienie i znaleźliśmy się w miasteczku. Stąd już pozostało jedynie zmobilizować resztkę sił, aby wejść po kolejną górkę. Na szczęście ostatnią tego dnia.

Docieramy do miejscowości Oasis Sangalle

Dotarliśmy w miejsce naszego drugiego noclegu i od razu skierowaliśmy się w stronę pierwszego wolnego zakwaterowania – Oasis Paraiso Ecolodge. Którym również okazały się domki letniskowe, w towarzystwie całkiem sporego basenu.

Tym razem postanowiliśmy jednak z niego nie korzystać, bo temperatura nie zachęcała. Wciąż wspominaliśmy gorące źródła z poprzedniego dnia i wizja zimnego basenu była nam trochę nie w smak. Zjedliśmy lunch, który właściciel obiektu przygotował dla nas, chociaż się spóźniliśmy. A następnie położyliśmy się do łóżek, aby odpocząć przed najtrudniejszym dniem na naszej trasie.

Kanion Colca – dzień trzeci

Obudziliśmy się z lekkimi zakwasami, gotowi na ostatni dzień naszej wędrówki. Ten, który oceniany był przez wiele blogów jako zdecydowanie najtrudniejszy i wymagający fizycznie. Powiedzieć, że byliśmy gotowi, to jak nie powiedzieć nic.

O godzinie 05:00 poszliśmy na śniadanie i spotkał nas pierwszy zawód. Okazało się, że musieliśmy zapisać się na konkretną godzinę. Przez co nasz posiłek trafił szlag, ale za to mogliśmy znaleźć się na szlaku dużo wcześniej niż planowaliśmy. Opłaciliśmy jeszcze nocleg, wyłapując oczywiście próbę oszustwa na niezbyt dobrej umiejętności dodawania. Jeżeli czegoś się w Peru nauczyliśmy, to tego, że mieszkają tutaj kłamczuszki.

Kanion Colca
Kanion Colca

Ruszyliśmy więc na ścieżkę, uzbrojeni w latarki oraz liście koki w policzkach. Walcząc z wysokością, pokonywaliśmy kolejne stopnie. Czas, w którym powinniśmy pokonać dzisiejszą odległość różne osoby oceniały na 2-4 godziny, co nie mówiło nam nic. Wiedzieliśmy tyle, że mamy do pokonania 6 kilometrów, 1200 metrów w górę i zostały nam 4 godziny do odjazdu autobusu, którym możemy dostać się do Arequipy.

Długa droga w górę

Szliśmy więc po kamiennych schodkach. Zatrzymując się co chwilę, by przepuścić wycieczki konno-mułowe. Nie rozumiejąc, w jakim celu ktokolwiek odwiedza Kanion Colca, jeżeli z góry ma zamiar wykorzystywać zwierzęta do ciężkiej wspinaczki. Jak widać, nie tylko my mamy niesłynne Morskie Oko.

Droga dłużyła się, ale dzięki wczesnemu wyjściu udało nam się ominąć bezlitosne słońce przy najcięższym punkcie wspinaczki. Pierwsze promienie dotarły do nas dopiero koło 07:00, gdy byliśmy już prawie przy końcu naszej wędrówki. Dysząc coraz bardziej, zatrzymywaliśmy się coraz częściej, walcząc z wysokością. Liście koki rosły w ustach, ale wymienialiśmy je raz za razem. W końcu patentów lokalsów trzeba słuchać.

Staraliśmy się skupić na widokach, aby uciszyć na chwilę pulsujące mięśnie. Niestety tego dnia czuliśmy jedynie zmęczenie materiałem. Widoki, które widzieliśmy przez ostatnie dwa dni, jakby straciły urok. Być może dlatego, że ścieżka prowadzi prosto w górę. Widzieliśmy więc góry z tej samej perspektywy przez cały spacer. Mogliśmy jedynie obserwować zmiany, które zachodziły w miarę wnoszenia się słońca. Gdy pojawiały się cienie, a następnie znikały, ustępując miejsca błyszczącym promieniom. Cały pejzaż zmieniał swój kolor z każdą minutą.

Kanion Colca - widok na strumień i góry
Cudowny Kanion Colca

Przez większość trasy staraliśmy się skupić na drzewach, które zdobiły szczyt naszej góry. Wyznaczały one cel wycieczki, więc raz po raz wskazywaliśmy sobie te zielone punkty i liczyliśmy, ile czasu zajmie nam dotarcie na szczyt. Jeszcze tylko 20, 15, 10 zakrętów i dotrzemy do drzew.

Ostatnia prosta

W końcu, po 3 godzinach, dotarliśmy na sam szczyt i wiedzeliśmy, że najgorsze już za nami. Pozostała jedynie krótka wędrówka po prostej, wiejskiej drodze. I ostatnia kontrola, podczas której musieliśmy tłumaczyć, że jesteśmy tymi Polakami bez biletów.

Poszliśmy na pyszne śniadanie i zakupiliśmy bilety na busa w lokalnym sklepie za całe 25 soli od osoby. Czując się, jak w tych zabawnych serialach, gdzie jeden aktor robi za policjanta, złodzieja i listonosza. Bo zjedliśmy, kupiliśmy bilety i przekąski w trzech różnych miejscach, od tej samej Pani.

Kanion Colca – FAQ

Kanion Colca - strumień otoczony górami
Kanion Colca – strumień otoczony górami

Czy polecamy odwiedzić Kanion Colca?

Oczywiście, że tak. Zaliczamy ten trekking do naszych najlepszych doświadczeń w Peru. Kanion Colca okazał się również świetnym przygotowaniem przed bardziej wymagającymi trasami, takimi jak trekking Salkantay. Szczególnie pod względem wysokości, która stwarza idealnie warunki do aklimatyzacji przed podbijaniem Cuzco.

Czy można odwiedzić Kanion Colca bez przewodnika?

Zdecydowanie polecamy odwiedzić Kanion Colca na własną rękę. Większość osób odwiedza to miejsce ze zorganizowana wycieczką, ale przewodnik nie jest do niczego potrzebny. Trasy są w miarę dobrze oznaczone. Na pewno nie zgubisz się z aplikacją maps.me lub mapy.cze. Widzieliśmy sporo wycieczek z bardzo zróżnicowanym poziomem kondycji. Przez co część grupy musiała wracać na mułach, aby dogonić resztę. Zupełnie bez sensu.

Czy mogę wcześniej zarezerwować noclegi na trasie?

Niektóre obiekty w llahuar oraz Sangalle znajdziesz na portalu Booking. Po przybyciu na miejsce sprawdziliśmy ceny i na miejscu były identyczne z tymi online. Jest to dobra opcja dla tych, którzy lubią wszystko zaplanować przed wyjazdem. Jednak nie każde zakwaterowanie możesz zarezerwować wcześniej. Na maps.me znajdziesz oznaczenia wszystkich noclegowni, które przyjmują osoby robiące trekking w Kanionie Colca na własną rękę.

Co zabrać na trekking w Kanionie Colca?

Kanion Colca - co zabrać na trekking?
Co zabrać na trekking w Kanionie Colca?
  • Butelka z filtrem lub tabletki do oczyszczania wody – w każdym zakwaterowaniu można zakupić wodę butelkowaną, ale jest ona bardzo droga (ok. 12zł/litr).
  • Olejek do opalania oraz SPF na usta – słońce w takim klimacie jest zabójcze, dlatego powinieneś zadbać o odpowiednią ochronę.
  • Ubrania na cebulkę – w ciągu dnia jest bardzo ciepło, ale wieczory i poranki bywają rześkie. Dobrze jest zabrać coś ciepłego na początek trekkingu, a następnie zrzucić to w ciągu dnia.
  • Ciepłe ubrania na wieczór – trekking nie trwa aż tak długo, dlatego milusio jest przebrać się na kilka godzin w czyste i ciepłe ubrania.
  • Kostium kąpielowy – kąpiel w gorących źródłach to must-have, w Sangalle wiele obiektów posiada również basen.
  • Ręcznik – hostele na trasie nie oferują ręczników.
  • Gotówka na cały pobyt w Kanionie Colca – my zabraliśmy 200 PEN na dzień pobytu (dwie osoby) i w pełni wystarczyło. Pamiętaj, że wejście do parku kosztuje 70 PEN. Na dole wpisu zapisaliśmy, ile wydaliśmy podczas trekkingu.
  • Wygodny, ale mały plecak – będziesz go nosić przez kilka dni, dlatego Twój plecak dzienny musi być wygodny i niezbyt ciężki. 5kg to powinien być max. na takiej trasie.
  • Przekąski, owoce – noclegownie mają określone pory posiłków, dlatego zabierz trochę jedzenia ze sobą, aby nie głodować w międzyczasie.
  • Kijki trekkingowe – zdecydowanie przydałyby nam się ostatniego dnia, gdy szliśmy pod górę. Pierwszego również odciążyłyby znacząco kolana.

Kanion Colca na własną rękę – ile kosztuje? Nasze wydatki

  • Pierwszy dzień
    • Bus turystyczny – 100 PEN
    • Śniadanie – 12 PEN
    • Bilety wstępu – 140 PEN
    • Nocleg w llauar – 60 PEN
    • Kolacja – 45 PEN
    • Herbatka z koki – 6 PEN
  • Drugi dzień
    • Śniadanie – 20 PEN
    • Nocleg w Oasis Sangalle – 60 PEN
    • Lunch – 45 PEN
  • Trzeci dzień
    • Śniadanie w Cabanaconde – 20 PEN
    • Bus do Arequipe – 50 PEN

W sumie wydaliśmy 558 PEN na dwie osoby. Moglibyśmy zmniejszyć ten koszt o 50 PEN, gdybyśmy nie wybrali busa turystycznego. Do czego gorąco zachęcamy, bo 6 godzin spędzonych bez możliwości wyprostowania kolan w gorącu (za dwukrotność ceny) to trochę przesada. Zwykły bus był o niebo wygodniejszy.

Zauważyliście też prawdopodobnie, że jedliśmy dziennie jedynie dwa posiłki. W miejscach noclegowych jest możliwość trzech, jednak my odpuszczaliśmy. Mieliśmy trochę przekąsek kupionych na trasy autobusowe i postanowiliśmy zabrać je ze sobą.

Trekking na własną rękę w Kanionie Colca – jedno z najlepszych doświadczeń w Peru

Odwiedziłeś/aś już Kanion Colca lub jest on na Twojej liście miejsc do zobaczenia? Podziel się koniecznie swoimi wrażeniami w komentarzu. 🙂

Możesz również polubić