...

Kawaguchiko w 24h – wschód słońca nad górą Fuji

Wulkan Fuji z chmurami. Na pierwszym tle łąka ze słonecznikami

Początkowo nie pokochaliśmy Japonii tak bardzo, jakbyśmy tego chcieli. Być może dlatego tak doceniliśmy perełkę, która rozświetliła nam pobyt w kraju (aktualnie niekwitnącej) wiśni. Fujikawaguchiko to niewielka miejscowość położona nad jeziorem Kawaguchiko, znad którego rozpościera się przepiękny widok na najwyższą górę Japonii – Fuji-San. To właśnie tutaj turyści przyjeżdżają, aby rowerem przemierzyć trasę widokową, która uchodzi za jedną z najpiękniejszych w kraju. I to właśnie tutaj odnaleźliśmy Japonię, którą sobie wcześniej wymarzyliśmy. 

W poście znajdują się linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeżeli zakupisz wycieczkę, lot lub nocleg z mojego polecenia, otrzymam za to niewielką prowizję. Ty nie dopłacasz ani grosza. Dziękuję za wsparcie, dzięki Tobie jestem w stanie opłacić bloga!

Jak spędzić jeden dzień w Kawaguchiko?

Góra Fuji odbijająca się w jeziorze Kawaguchiko
Góra Fuji odbijająca się w jeziorze Kawaguchiko

W Kawaguchiko spędziliśmy jedną noc (specjalnie nie piszę o dwóch dniach), co moim zdaniem jest idealnym czasem na zwiedzenie miasteczka. Pozwoli on na podziwianie zachodu słońca w parku Oishi oraz wschodu przy pięknej pagodzie Chureito. Zdążycie też wygrzać się w onsenie, zrobić piękne zdjęcia, zjeść przepyszne kluchy i spalić je na rowerze. Jeżeli jednak wolicie przyjechać na jednodniową wycieczkę z Tokyo, z dobrym planem jest to całkowicie wykonalne. Jak spędzić 24h w Kawaguchiko?

Dojazd do Kawaguchiko z Tokyo

Do Kawaguchiko przyjechaliśmy autobusem z Tokyo. Przejazd w jedną stronę kosztował 2200 yen za osobę i zajął około około 2h ze stacji Shinjuku. Polecamy być tam wcześniej. Chyba nie było w historii naszej japońskiej przygody sytuacji, abyśmy sprawnie odnaleźli miejsce odjazdu pociągu czy busa. Tym bardziej, że dworzec autobusowy znajduje się kilkanaście minut pieszo od stacji metra Shinjuku (a sama stacja jest gigantyczna).

Opakowanie ciastek z regionu Kawaguchiko. Na etykiecie widać wulkan oraz urocze zwierzątka przebrane za Fuji
Takie urocze ciasteczka złapaliśmy w Lawsonie

Kawaguchiko za to jest zupełnie nieskomplikowane. Znajduje się tutaj jeden dworzec kolejowy, spod którego odjeżdżają również autobusy dalekobieżne.

Możliwy jest również dojazd do Kawaguchiko pociągiem, ale opłaca się to jedynie w przypadku zakupu JR Pass. Pamiętaj, aby dobrze obliczyć opłacalność tej karty przez wyjazdem do Japonii.

Kawaguchiko najlepiej zwiedzać rowerem

Wysiedliśmy z autobusu i od razu poszliśmy zarezerwować rowery elektryczne. Czytałam, że w godzinach popołudniowych wszystkie są już zazwyczaj zajęte, dlatego trzeba działać szybko. Na szczęście w wybranej przez nas wypożyczalni ostały się ostatnie dwie sztuki. Każda z nich w zaporowej cenie 2000 yen za 24h. Miał to być jednak nasz jedyny środek transportu konieczny do zwiedzania miasteczka.

Chłopak na rowerze w zielonym otoczeniu
Ciężka droga pod górę (w klapkach?)

Możliwe jest również wypożyczenie normalnego roweru, jednak nie polecam takiego rozwiązania bez ponadprzeciętnej kondycji. Część trasy prowadzi pod górę, a do przejechania jest w sumie około 50-60 kilometrów (lub 20, jeżeli zamierzacie jedynie okrążyć jezioro).

Busy tu co prawda kursują, ale bardzo rzadko i ciężko dostać się nimi jednego dnia we wszystkie popularne punkty.

P.S.: Ja również nigdy wcześniej nie jechałam rowerem elektrycznym. Więc jeżeli powstrzymuje Cię ta wizja, to mam dobrą wiadomość. Jeżeli taka ciamajda rowerowa jak ja sobie poradziła, Ty dasz sobie radę tym bardziej. Najwyżej kilka łez stresowych zostanie uronionych, ale za to ile potu zaoszczędzisz na tych wszystkich pagórkach. 

Ryokan – nocleg w w tradycyjnym japońskim domu

Następnie skierowaliśmy się w stronę naszego noclegu. Mieliśmy na dziś zaplanowaną noc w tradycyjnym japońskim domu, czyli Ryokanie. To podobno obowiązkowy punkt podróży do Japonii, my jednak podeszliśmy do tego z dozą sceptycyzmu. Tak naprawdę wybraliśmy go jedynie dlatego, że była to najtańsza (chociaż i tak przepłacona) opcja noclegowa w Kawaguchiko. 

Zdjęcie hotelu typu Ryokan z zewnątrz
Ryokan z zewnątrz

W podstarzałym przedsionku piętrzyły się niewygodne kapcie, które musieliśmy nosić w budynku. Starsza zgarbiona właścicielka, idąc powolutku, pokazała nam łazienki oraz pokój. W cenie mieliśmy również dostęp do onsenu, czyli gorących źródeł.

Odwiedziliśmy wcześniej dom samurajów w Kanazawie i nie mogliśmy powstrzymać się od porównań, gdy weszliśmy do wiekowego pokoju. Znajdował się tam jedynie stolik, kredens z herbatą oraz wielka szafa z zapasem mat, które mieliśmy samodzielnie rozłożyć do spania. Otrzymaliśmy również yukaty, pościel oraz malutkie ręczniki do używania w onsenie. Wszystko wyglądało, jakby lata świetności miało już dawno za sobą, ale rekompensował to widok z okna. Dopłaciliśmy 25 zł, aby móc podziwiać Fuji podczas picia porannej herbaty.

pokój w ryokanie, czyli tradycyjnym japońskim domu
nasz pokój w ryokanie

Ruszamy na zwiedzanie Kawaguchiko

Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy odebrać nasze rowery. Straciliśmy godzinę z (i tak już drogiego) wynajmu, dlatego nie chcieliśmy dłużej zwlekać. Głodni i spragnieni ruszyliśmy w stronę wybranej wcześniej restauracji. Najpierw zrobiliśmy jednak małą przerwę w Lawsonie.

Hoto, czyli tradycyjna japońska zupa
Hoto z pysznym kluchami

Najsłynniejszy Lawson w Japonii

Bo to właśnie tutaj znajduje się prawdopodobnie najsłynniejszy Lawson w kraju, który swego czasu był kultowym miejscem do robienia zdjęć z Fuji w tle. Aktualnie stał się ponownie popularny w internecie, za sprawą przysłaniającego go gigantycznego baneru. Władze postanowiły w ten sposób ukrócić sesje zdjęciowe, które odbywały się na ulicy. Podobno turyści zbyt często pchali się pod samochody, nie zważając na sygnalizację świetlną. Jesteśmy w stanie w to uwierzyć, gdy wciąż widzimy nieudolne próby zrobienia ujęcia, pomimo obecności strażnika kontrolującego teren praktycznie przez cały dzień. 

Jest to ciekawostka, która idealnie pokazuje negatywny wpływ masowej turystyki na życie w mniejszych miejscowościach. Szczerze mówiąc, do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy chcieli mieć to zdjęcie przy Lawsonie. Dużo lepszy widok na Fuji można znaleźć dosłownie kilka kilometrów dalej. O tym jednak za chwilę. 

Polowanie na pieczątki

Odwiedzamy jeszcze dworzec autobusowy oraz punkt informacji turystycznej, aby zdobyć kolejne pieczątki. W żadnym innym kraju nie odwiedziliśmy punktów informacyjnych tyle razy, co w Japonii. 

Notes na japońskie Eki Stamps. Pieczątka z Kawaguchiko Station na tle tej stacji
Śliczna pieczątka z Kawaguchiko Station

W Kawaguchiko spotyka nas także niespodzianka w postaci kilkukolorowej pieczątki, którą można zdobyć odwiedzając 4 różne punkty w mieście. Warto to jednak rozplanować trochę lepiej niż my, aby nie odwiedzać ostatniego z nich w deszczu. Spiesząc się nerwowo, podczas ostatnich 10 minut wypożyczenia roweru.

Park Oishi – ogrody kwiatowe i lody lawendowe

Parking w parku Oishi. W tle zachmurzony wulkan Fuji
Zachmurzony Fuji

Nie mieliśmy szczególnych planów na ten dzień, dlatego pojechaliśmy do najpopularniejszego parku w okolicy, czyli Oishi Park. Wzruszyliśmy się, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy Fuji na tle pięknego jeziora Kawaguchi. Pachniało tutaj liliami, a pary staruszków w ciszy podziwiały zachód słońca.

W parku znajdował się duży ogród kwiatowy oraz kawiarnia z apetycznie wyglądającymi lodami o ciekawych smakach, takich jak lawenda, winogrono czy japońska brzoskwinia. Niestety było już za późno, bo wszystkie atrakcje zamykają się tutaj około godziny 17:00. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy tutaj kolejnego dnia.

Pierwszy raz w onsenie, czyli w japońskich gorących źródłach

Wieczorem postanowiliśmy skorzystać z onsenu. Pół godziny zajęło nam zebranie się do tego psychicznie, bo zupełnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Co prawda przeczytałam kilkanaście artykułów na temat zachowania się w onsenach. Mimo wszystko bałam się, że zrobię coś nieprawidłowo. Szalę niezdecydowania przeważył fakt, że jedyny dostępny prysznic był właśnie w onsenie. Przy okazji rozwiązała się kwestia tego, czy mogę wejść do ich gorących źródeł pomimo posiadania tatuaży. Przecież wziąć prysznica nikt mi nie zabroni.

Selfie zrobione w lustrze aparatem. Para w trafycyjnym pokoju typu ryokan
Selfie z ryokana

Jak się zachować w onsenie, czyli kilka słów o etykiecie

Na temat zachowania w onsenie powstało już wiele artykułów. Jednak jeżeli jest to pierwszy post, na który trafiliście (lub stresujecie się jak ja i czytacie wszystko na ten temat), to mam kilka wskazówek:

  • W onsenie zawsze kąpiemy się nago. Kostium kąpielowy uznawany jest za nieczysty, dlatego do wody nie ma wstępu w jakimkolwiek ubraniu.
  • Zazwyczaj osoby z tatuażami mają zakaz wstępu do onsenów. To właściwie jedyne miejsca, gdzie doświadczyć można tego słynnego japońskiego hejtu na tatuaże.
  • Należy zabrać ze sobą ręcznik. Można się nim okryć przed wejściem, ale większość osób nosi go na głowie jak małe zawiniątko.
  • Przed wejściem do wody trzeba się umyć. Najlepiej na siedząco, na przygotowanych do tego krzesełkach. Ma to zapobiegać rozbryzgiwaniu się wody na boki.
  • Trzeba związać włosy. Nie mogą ode dotykać wody. Jest to uniwersalne dla obu płci.
  • Onseny są praktycznie zawsze rozdzielone na płcie, dlatego pary mogą kąpać się razem wyłącznie w prywatnych źródłach hotelowych.

Jak wygląda pobyt w onsenie?

Nieśmiało zajrzałam do pokoju, gdzie słychać było bulgoczącą wodę. Zostawiłam yukatę na zewnątrz, w specjalnym pojemniku. Wzięłam prysznic w zimnej wodzie, siadając na małym plastikowym krzesełku i namoczyłam ręczniczek. Całe pomieszczenie było małe, brudne i podniszczone, ale nie było w nim żywej duszy. Właśnie na to podświadomie liczyłam. Weszłam do gorącej wody i próbowałam się zrelaksować, gdy moja twarz powoli wypacała wszystkie zapasy wody z organizmu. Przypomniałam sobie gorące źródła, w których kąpaliśmy się podczas trekkingu w Kanionie Colca w Peru. Okazało się, że tamte wcale nie były takie znowu gorące. Do tego upalne japońskie lato i zamknięte okna utrudniały cieszenie się doświadczeniem. Co kilka minut wychodziłam z tego gorącego jacuzzi, ochlapując się lodowatą wodą. Wytrzymałam w środku zaledwie kilkanaście minut. Moja twarz natomiast pozostała czerwona praktycznie do rana.

Na wzór japoński, po kąpieli wypiliśmy znalezione w Lawsonie mleko (czy właściwie jogurtowy probiotyk), które było naprawdę okropne. Dojedliśmy ciasteczka i napiliśmy się japońskiej herbaty z pięknie udekorowanego imbryczka. 

Na pierwszym planie stół z japońską zastawą - imbryczek, ciastka oraz filiżanki z herbatą. Na drugim chłopak w szlafroku.
Herbaciany wieczorek

Pozostało jedynie rozłożyć nasze prowizoryczne łóżko na podłodze. Zostało nam jedynie kilka godzin snu. Jutro mamy zamiar obejrzeć wschód słońca nad Fuji.

Drugi dzień w Kawaguchiko

Para siedząca przy stoliku w ryokanie i pijąca herbatę. Za oknem widać wulkan Fuji
Herbatka z widokiem na Fuji

Po kilku godzinach obudziliśmy się na podłodze. Zdziwieni, że spało nam się tak dobrze. Z drugiej strony maty były bardziej miękkie, niż większość łóżek w Tajlandii. Ciężko było nam wstać, gdy budzik pokazał godzinę 3:30.

Entuzjazm wziął górę, gdy odsłoniłam rolety, a naszym oczom ukazało się budzące się do życia Fuji, w całej swojej przejrzystości. Nie sprawdziliśmy niestety wcześniej o której dokładnie jest wschód słońca. Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać, dlatego zebraliśmy się w ekspresowym tempie i ruszyliśmy na przejażdżkę. Wrzuciłam na szybko pogniecioną yukatę do reklamówki i zabrałam ze sobą w koszyku rowerowym. Przez chwilę poczułam się jak te wszystkie instagramerki na Bali, które zabierają ze sobą zwiewne sukienki na sesje zdjęciowe. Szkoda tylko, że godzinę później prawie dostałam załamania nerwowego, gdy nie mogłam w żaden sposób związać włosów do tego idealnego ujęcia (tego na Insta już nie pokazują).

Chureito Pagoda – najpiękniejsze miejsce na wschód słońca w Kawaguchiko

Pagoda Chureito
Pagoda Chureito

Naszym pierwszym przystankiem miała być Pagoda Chureito. Przejazd zajął nam trochę dłużej niż myśleliśmy, chociaż pedałowaliśmy z całych sił. Na szczęście ugoszczeni zostaliśmy chłodnym porankiem, dzięki któremu nie ociekaliśmy potem po pokonaniu setki schodów prowadzących na słynny punkt widokowy. 

Para przytulająca się na tle Chureito pagoda podczas wschodu słońca
Chureito pagoda podczas wschodu słońca

Spóźniliśmy się co prawda na wschód słońca, ale nie miało to znaczenia. Byliśmy praktycznie sami na szczycie, podziwiając widok na Fuji-san oraz pagodę, której kolor powoli stawał się coraz bardziej intensywny. Pojedyncze osoby przychodziły i odchodziły, mrucząc „wow, jak pięknie” i wymieniając grzeczności. Lubię to uczucie łączenia się z przypadkowymi ludźmi pięknym widokiem. Przypomina mi to uśmiechniętych turystów w peruwiańskich górach oraz amazońskie wycieczki, gdzie wszyscy ze wzruszeniem w oczach pokazują sobie palcami wypatrzone w krzakach zwierzęta. 

W poszukiwaniu najlepszych kadrów

Nie mieliśmy dokładnego planu wycieczki, ale jeszcze kilka wolnych godzin do wymeldowania oraz elektryczny rower. Dlatego ruszyliśmy najbardziej turystycznym szlakiem Kawaguchiko, szukając miejsc do wymarzonych zdjęć. Mieliśmy nadzieję, że o 6:00 nad ranem nie spotkamy jeszcze zbyt wielu osób (w końcu to nie Kyoto, prawda?). Wyszło jeszcze lepiej, niż myśleliśmy. Poranna przejażdżka po Kawaguchiko stała się naszym najlepszym wspomnieniem z całego wyjazdu do Japonii. 

Komuś zdjęcie na pasach?

Słynne przejście dla pieszych w mieście Fujikawaguchiko. W tle sklepy oraz wulkan Fuji
Słynne przejście dla pieszych

Najpierw ruszyliśmy na ulicę Honcho Street, gdzie główną atrakcją jest… przejście dla pieszych (wiem, co sobie teraz myślicie. Nawet ja mam czasem takie głupiutkie marzenia). Ulica jest pięknie położona u podnóża góry Fuji. Widok, szczególnie w godzinach porannych, jest obłędny.

Zrobienie wymarzonego ujęcia zajęło nam jedynie pół godziny oraz kilkanaście oczekiwań na zielone światło. Kosztowało nas ono też trochę nerwów i wyzwisk na turystów, którzy całkowicie ignorowali sygnalizację świetlną, przejeżdżające samochody oraz znaki proszące o niewybieganie na jezdnię.  

Kolejny punkt wycieczki to brama Tori z pięknymi supełkami, która znajduje się zaledwie kilka minut dalej. To miejsce podobało nam się nawet bardziej. Głównie dlatego, że nie było tu praktycznie nikogo. 

Brama z supełkami w okolicach jeziora Kawaguchiko
Poszukiwanie ładnych spotów do zdjęć

Wracając z miasta, rozglądaliśmy się za miejscem na wspólne zdjęcie w przebraniach. Czas powoli się kończył, a w brzuchach burczało. W końcu trafiliśmy na port, gdzie znajdował się malutki mostek. Tabliczka o konieczności uiszczenia opłaty za wejście dała nam znać, że musi być to dobre miejsce na zdjęcie. Rozejrzeliśmy się naokoło i znaleźliśmy praktycznie identyczny widok, za darmo (oczywiście). 

Przebrana w japońskie stroje para przytulająca się na tle jeziora Kawaguchi oraz wulkanu Fuji
Nasze wymarzone zdjęcie na tle Fuji

Pożegnanie z Ryokanem

Na śniadanie zrobiliśmy sobie w Lawsonie małą ucztę, celebrując poranne 30 km na rowerze (elektrycznym, ale cii. Nikt nie musi wiedzieć). Oczywiście nie mogło zabraknąć onigiri, które jedliśmy raz (przynajmniej) dziennie codziennie. Do tego bento i idealnie ugotowane jajka w ramenowym stylu.

Butelka z lokalnym napojem z regionu Kawaguchiko. Na etykiecie wulkan Fuji
Lokalny napój ze śliczną etykietą

Powrót do miejsca noclegowego zaplanowaliśmy tak, aby mieć czas na skorzystanie z uroków ryokana. Rozłożyłam tradycyjny zestaw do herbaty i zapatrzyłam matchę, a Kamil jeszcze raz poszedł zagrzać się w onsenie.

Usiadłam na poduszkach i spojrzałam przez okno. Fuji pojawił się już w całej swojej okazałości. W minimalistycznym pokoju panowała cisza, szafy dawno przesiąkły zapachem starości. Nieszczelne okna czy niedomyta podłoga przestały mi przeszkadzać. Przez moment poczułam się bardzo wdzięczna za to, że mogę jeszcze doświadczyć Japonii, którą sobie wymarzyłam.

Sączyliśmy herbatę, która nie odstawała smakiem od tych drogich zestawów w Kyoto. Skubnęłam chrupkę, którą otrzymaliśmy w zestawie powitalnym. Szybko odłożyłam ją z powrotem, bo chyba w żadnym uniwersum nie spodziewałabym się chipsów krewetkowych jako dodatku do herbaty.

Para siedząca przy stoliku w ryokanie i pijąca herbatę. Za oknem widać wulkan Fuji
Herbatka z widokiem na Fuji

Ale tu jest Japonia, ona często przekracza uniwersa naszych wyobrażeń. 

Ciężka przeprawa do Tori w chmurach – Tenku-no Torii

Wymeldowaliśmy się z uczuciem, że chętnie zostalibyśmy tutaj dłużej. Pozostało nam jednak tylko kilka godzin, dlatego wróciliśmy nad jezioro. Przez nami jeszcze jeden punkt widokowy, znaleziony na pewnym blogu. 

Gdybym wiedziała, że ta wycieczka wyciśnie z nas siódme poty, a następnie pozostawi z uczuciem tak ogromnego rozczarowania, pewnie spędzilibyśmy czas okrążając jezioro (co mieliśmy początkowo w planie). Zaufaliśmy jednak blogerce i wyruszyliśmy do Tenku-no Torii, czyli „bramy Tori w chmurach”. Trasa zajęła nam sporo czasu na rowerze elektrycznym. Nie chcę wiedzieć, jakby to wyglądało na zwykłym. Co aktywniejsi ludzie prowadzili swoje rowery pieszo pod górę, z twarzami przypominającymi błagające o litość, mokre pomidory (chociaż ja wcale nie wyglądałam dużo lepiej).

Po drodze trafiliśmy jeszcze do niewielkiej Świątyni Kawaguchi Asama Shrine. Spokojna i położona w leśnym otoczeniu pagoda znacznie różniła się od hałaśliwych obiektów w Kyoto. Jej klimat całkiem nam się spodobał, więc wykorzystaliśmy ten przystanek na zasłużony odpoczynek.

Kawaguchi Asama Shrine
Kawaguchi Asama Shrine

Gdy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy malutką bramę, otoczoną ogrodzeniem oraz bramkę poboru opłat. Okazało się, że za możliwość zrobienia zdjęcia z Tenku-no Torii trzeba zapłacić 100 yen, a następnie w przeciągu kilku minut usunąć się z miejsca. Niestety samo wzgórze nie powalało widokami, Fuji zdążył schować się już za chmurami, a wszystkie te słupki uniemożliwiały zrobienie dobrego ujęcia. Zmęczeni odpuściliśmy wyciąganie aparatu, machnęliśmy jedynie krótki filmik uwieczniający nasze rozczarowanie i pojechaliśmy w drogę powrotną, aby poprawić sobie nastroje. Nic nie robi tego lepiej niż jedzenie.

Tenku-no-Torii
Tenku-no-Torii

Co zjeść w Kawaguchiko?

Jeżeli zastanawiacie się, co zjeść w Kawaguchiko, to odpowiedź jest jedna – Hoto. To taka gęsta zupa z warzywami i mięsem oraz dużą ilością sprężystych, domowych klusek. Region słynie z tego dania, więc nieciężko je znaleźć. Nawet w wegetariańskiej wersji, którą pochłonęłam dwa dni pod rząd. A nie było to łatwe, bo zupę podaje się tradycyjnie w wielkim kociołku i nakłada do miseczki chochlą. Ilość makaronu zdecydowanie przewyższa możliwości przeciętnego zjadacza chleba (czy raczej pasty). Postanowiliśmy dobrać do zestawu także tempurę, której nie mieliśmy wcześniej okazji spróbować. Ciężko powiedzieć, czy da się zepsuć smażone warzywa w panko, ale nie zostaliśmy nimi kulinarnie oświeceni. W odróżnieniu od tych przepysznych kluch w zupie. Hoto to jedno z najlepszych dań, jakich dane mi było spróbować w Japonii.

Dziewczyna jedząca Hoto, tradycyjną zupę z regionu Kawaguchiko
Gigantyczna miska Hoto

Oishi Park – podejście drugie

Po jedzeniu postanowiliśmy ponownie odwiedzić park Oishi, który zobaczyliśmy przelotnie poprzedniego dnia. Chcieliśmy wreszcie spróbować tych pięknie wyglądających lodów. Co mogło pójść nie tak?

Uśmiechnięty chłopak w parku Oishi, w rękach trzyma lody
Lody w parku Oishi

Ten spokojny i klimatyczny park, zamienił się w centrum rozrywki. Cały ogród wypełniony był Koreankami nagrywającymi Tiktoki, a pomiędzy nami biegały krzyczące dzieci. Fuji przykryty był już warstwą chmur, ale to nikomu nie przeszkadzało. W ogrodzie rozstawione były nawet specjalne podstawki do postawienia telefonu z samowyzwalaczem. 

Odpuściliśmy oglądanie ogrodów, żeby nie przeciskać się między ludźmi. Zamiast tego poszliśmy do kawiarni, gdzie mieliśmy spróbować lodów. Znów trafiliśmy między ludzi, tym razem była to już katastrofa. Kamil stanął w kolejce, a ja miałam ochotę jak najszybciej stamtąd uciec. Setki krzyczących osób, a całe japońskie uszanowanie do prywatności jakby nagle zniknęło w tym tłumie. Wyszłam do ogrodu, żeby odsapnąć, sparaliżowana od nadmiaru bodźców. Powiem tylko tyle, że lody nie były tego warte. Pomimo naprawdę wyjątkowych kompozycji smakowych. 

Oishi Park Cafe - kawiarnia z lodami w Parku Oishi
Oishi Park Cafe

Powrót na dworzec

Autobus powrotny mieliśmy o godzinie 16:00, dlatego powoli musieliśmy kończyć naszą wycieczkę. Ostatkiem sił ruszyliśmy jeszcze na poszukiwanie ostatnich pieczątek. Oczywiście spóźniliśmy się z oddaniem roweru, ale na szczęście nikt tego nie sprawdzał. Odsapnęliśmy i w deszczu poszliśmy na spacer, aby odebrać bagaże i wyruszyć autobusem z powrotem w kierunku Tokyo.

Góry w regionie Kawaguchiko
Góry w regionie Kawaguchiko

Pomimo wszystkich przeciwności, były to naprawdę cudowne dwa dni. Kawaguchiko, nie zapomnimy Cię zbyt szybko. A kluski z Hoto przyśniły mi się jeszcze miesiąc po powrocie do domu.


Byliście w Kawaguchiko? Czy może wybraliście inną bazę wypadową do podziwiania góry Fuji?


Wybierasz się do Japonii? Zobacz więcej!

Do Japonii na własną rękę pojechaliśmy w lipcu 2024. Przejechaliśmy kraj od Osaki do Tokio, chłonąc lokalną kulturę, smaki i niesamowitą atmosferę. Przygotowaliśmy cały cykl wpisów na temat kraju płynącego ramenem. Jeżeli wybierasz się do Japonii, sprawdź koniecznie pozostałe publikacje:

Udanego (i smacznego) odkrywania Świata!


Możesz również polubić

2 komentarze

  1. Kioto w 2 dni - co zobaczyć w mieście gejsz? • mangobackpack

    […] dużo łatwiej spotkać tutaj przebraną w yukatę turystkę (nie oceniam, sama tak paradowałam w Kawaguchiko), niż prawdziwą maiko, to klimat jest niepowtarzalny. Japońskie dzielnice gejsz i samurajów […]

  2. Japonia na własną rękę. Praktyczne informacje przed wyjazdem • mangobackpack

    […] ulicami Tokio, samotnie przemierzając tradycyjne uliczki w Kanazawie oraz odkrywając Kawaguchiko na rowerach w swoim tempie. Za nic nie zamieniłabym tej podróży na własną rękę na […]

Dodaj komentarz

Seraphinite AcceleratorOptimized by Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.