...

Kioto w 2 dni – co zobaczyć w mieście gejsz?

Wąska ulica Pontocho po zmroku. Pełna klimatycznych japońskich lampionów, restauracji i kawiarni.

Jeżeli kiedykolwiek widziałeś zdjęcia gejsz w pięknych strojach, przechadzających się klimatycznymi uliczkami, prawdopodobnie były one wykonane właśnie w Kioto. Mieście pełnym świątyń, zabytków oraz japońskiej historii. To sprawia, że Kioto jest aktualnie jednym z najpopularniejszych miast w Japonii. Przeżywa tym samym turystyczną burzę, od której ciężko jest uciec.

Jak spędziliśmy 2 dni w Kioto i czy odnaleźliśmy w nim klimat tradycyjnej Japonii?

W poście znajdują się linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeżeli zakupisz wycieczkę, lot lub nocleg z mojego polecenia, otrzymam za to niewielką prowizję. Ty nie dopłacasz ani grosza. Dziękuję za wsparcie, dzięki Tobie jestem w stanie opłacić bloga!

Co musisz wiedzieć przed odwiedzeniem Kioto?

Nie możesz spać w nocy? To świetnie, możesz rozpocząć zwiedzanie

Pewnie słyszałeś gdzieś rzucone żartem stwierdzenie, że chcąc zwiedzać Japonię, wstawać trzeba wcześniej niż słońce. Cóż, nam nie było do śmiechu, gdy zobaczyliśmy jak to wygląda naprawdę. Kioto to jedno z tych miast, które docenicie w pełni o 5:00 nad ranem. Chyba, że tak jak my nie znosicie porannego wstawania. Wtedy przez całe dnie będziecie chodzić rozgoryczeni.

Świątynia przed Fushimi Inari.

Jak się poruszać po Kyoto?

Warto wziąć pod uwagę, że nie wszystkie atrakcje Kioto są położone blisko siebie. Prawdopodobnie będziecie musieli skorzystać z jakiegoś środka transportu. Szczególnie chcąc zobaczyć jak najwięcej.

Dostępnych jest kilka kart, które pozwalają na nielimitowane przejazdy metrem, autobusami lub pociągami na terenie miasta. Przejrzeliśmy je wszystkie dość pobieżnie i ostatecznie zdecydowaliśmy się na płacenie za przejazdy pojedynczo. Używaliśmy do tego karty Suica. Pod koniec podliczyliśmy koszty i wyszliśmy z tym nieznacznie na plus.

Jeżeli masz wykupiony JR Pass, to najtańszą opcją będzie przemieszczanie się pociągami. My niestety nie mamy rzetelnych informacji na ten temat. Prawdopodobnie znajdziesz je tutaj.

Co zobaczyć w Kioto?

Dzień 1: Fushimi Inari, zamek szoguna oraz dzielnica gejsz

Bramy Torii w Fushimi Inari.
Bramy Torii w Fushimi Inari.

Fushimi Inari Taisha – najbardziej fotogeniczne miejsce w Kioto

Na pewno kojarzysz czerwone bramy, które znajdują się na japońskich pocztówkach i zdjęciach na Instagramie. Większość z nich zrobiona została właśnie w Fushimi Inari Taisha. Strzelam, że jest to najczęściej fotografowane miejsce w całym Kioto.

Nie dziwię się, ponieważ doświadczenie spacerowania pomiędzy tysiącem czerwonych bram Torii w gęstym lesie jest niemal magiczne. Szczególnie rankiem, gdy spomiędzy słupów wyłaniają się promienie słońca, a rosa osiada na porośniętych mchem monumentach.

Kamienna figura kitsune w lesie.
Piękny kitsune.

Fushimi Inari Taisha to jedna z najpopularniejszych świątyń w całej Japonii. Poświęcona jest Inari, czyli bogowi urodzaju, ryżu oraz Sake. Jego przyjaciółmi (a raczej opiekunami) są kitsune, czyli lisy. Których posągi widoczne są w wielu miejscach. Strzegą one świątyni, a także spełniają życzenia odwiedzających.

Zobacz więcej: Na temat kitsune pisałam również we wpisie dotyczącym Kobe niedaleko Osaki.

Świątynia jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych w kraju, dlatego trzeba przyjechać tutaj jak najwcześniej (chyba, że nie przeszkadzają Wam tłumy). Mówię tutaj raczej o godzinie 05:00 niż 08:00 (wiem jak to brzmi). Na zwiedzanie można spokojnie przeznaczyć kilka godzin.

Malutkie figurki, ustawione w rządku, przedstawiające białego kitsune.
Armia białych kitsune.

Największą atrakcją kompleksu (oprócz możliwości zrobienia idealnego zdjęcia, oczywiście) jest spacer wgłąb lasu. Ścieżka wzdłuż bram Torii prowadzi wprost na szczyt świętej góry Inari. Po drodze zobaczyć można pomniejsze świątynie oraz malutkie figurki Torii oraz Kitsune, które ufundowane zostały przez darczyńców. Cała trasa pod górę zajmuje około godziny.

Wierzę, że Fushimi Inari to wyjątkowo malownicze miejsce. Osobiście nie potrafiłam jednak wystarczająco go docenić, otoczona dziesiątkami turystów. Chociaż naprawdę starałam się wyciągnąć z tej wizyty jak najwięcej.

Figurka kota na dachu domu w japońskim Kioto.
Urocza figurka kota.
Jak wyglądało nasze doświadczenie z Fushimi Inari?

Słynna świątynia Fushimi Inari była pierwszą atrakcją, którą zobaczyliśmy w Kioto. Postanowiliśmy odwiedzić ją z samego rana, chociaż późno wieczorem przyjechaliśmy do miasta z Osaki. Ustawiliśmy budziki na godzinę 3:30, wyłączyliśmy je i ostatecznie wstaliśmy o 4:30. Kolejną godzinę straciliśmy błądząc po stacji Kioto Station, skąd uciekł nam pociąg. Cóż, tak to już z nami bywa.

Poranki w japońskich miastach mają to do siebie, że mieszkańcy nie są jeszcze zmęczeni gorącem oraz nadmiarem turystów. Dzięki temu można złapać z nimi jakikolwiek kontakt. Szczęśliwym trafem tego dnia udało mi się więc pogłaskać pieska Shibu Inu pewnego uśmiechniętego pana, z którym zamieniliśmy kilka słów na migi. Nie muszę tłumaczyć, jak bardzo poprawiło mi to humor. W tym momencie stwierdziłam, że warto jest wstawać wcześnie.

Cofnęłam to stwierdzenie, gdy tylko dojechaliśmy na miejsce. O godzinie 7:00 Fushimi Inari było już pełne turystów. Między bramami spacerowały całe wycieczki. Tyle z poświęcenia, aby pozwiedzać w spokoju. Przeszliśmy trasę w górę, a następnie w dół, nie odzywając się zbytnio. Wiem, że zalatuje to hipokryzją, bo sami robimy tłum. Dla nas jednak świadomość, że mamy wstawać w nocy, aby być w stanie komfortowo zwiedzić miasto, jest absurdalna. W Japonii inaczej się nie da.

Na wielu blogach pojawia się informacja, że wystarczy przejść się kawałek wgłąb bram Tori, ponieważ większość turystów rezygnuje z trekkingu. Obalamy ten mit. Podczas porannej wycieczki dosłownie każdy z odwiedzających szedł z nami do samego końca.

Nie chciałam tutaj aż tak narzekać, ale nie potrafię cieszyć się w takich miejscach. Nawet Shibu Inu tego nie zmienił.

Nijo-jo – zamek szogunów

Nijo-jo Castle.

Nijo-jo to zamek szogunów, wpisany na listę UNESCO. Oszczędzę Wam wykładu na temat historii, bo nie lubię cytować Wikipedii. Warto jedynie wiedzieć, że szogun to dowódca wojskowy najwyższego stopnia, który w pewnym momencie sprawował faktyczną władzę nad krajem, chociaż teoretycznie było to zadanie cesarza (przypomina Wam to coś?). To głównie dzięki szogunom możemy dzisiaj mówić o tej unikalnej japońskiej tradycji. Panowali oni w okresie Edo, dbając o kulturalny rozwój kraju, jednocześnie odcinając go od świata zewnętrznego (sakoku). Ta zamkniętość Japonii widoczna jest do dziś, a większość budynków, które uważamy za „wyjątkowe” i „tradycyjne” powstała właśnie w tamtym czasie. Uff, przebręliście?

Gdy mówimy więc o gejszach i samurajach, powinniśmy też wspomnieć o szogunach. W Nijo-jo można zobaczyć jak jeden z nich mieszkał i czym się właściwie zajmował.

Pamiętam jak sprzeczaliśmy się z Kamilem, czy warto odwiedzić Nijo-jo. Bo „Po co mam iść do zamku szoguna?”. Przyznaję, że nie jestem fascynatką historii czy muzeów. Przekonał mnie jednak i bardzo się z tego cieszę. Nie tylko dlatego, że otrzymałam kolejną pieczątkę do kolekcji.

Dziewczyna opierająca się o drewnianą barierkę z pięknym widokiem na japoński zamek w tle.
Zwiedzanie zamku

Po przejściu przez pięknie zdobioną bramę (uwielbiam to ciemne drewno ze złotymi wstawkami), trafiamy do pałacu Ninomaru. Przed wejściem do środka należy zdjąć buty, kupić bilet, a następnie podążać wzdłuż wyznaczonej trasy.

To chyba jedyne miejsce, gdzie doceniliśmy dużą ilość turystów. Zamek wyróżnia się bowiem tym, że został tutaj zamontowany dość charakterystyczny system alarmowy. Przy każdym kroku podłoga wydaje dźwięk przypominający śpiew słowika. Wyobraźcie sobie kilkadziesiąt par stóp maszerujących w rytm skrzypienia głośnego niczym stado ptaków. Ta podłoga zrobiła na nas największe wrażenie. Chociaż piękne były również malowidła na ścianach. Mogliśmy również zobaczyć jak działają te słynne japońskie drzwi przesuwne. Widzieliśmy je ponownie w domu samuraja w Kanazawie.

Niestety w środku nie można było robić zdjęć.

Po wyjściu z pałacu przeszliśmy do ogrodów sugerowaną trasą, która rozpisana była na mapie. Jednak ogród nie umywał się do tego przy Pałacu Cesarskim, który odwiedzimy za chwilę. Przyznaję, że oglądanie kolejnych japońskich ogrodów może w pewnym momencie przytłoczyć. Mimo wszystko moim zdaniem warto Nijo-jo odwiedzić. Nawet dla wizyty w samym pałacu.

Wejście do zamku Nijo-jo kosztuje 1300 yen.

Gyoen Garden oraz Imperial Palace

Ogród w Kyoto Sento Imperial Palace.
Ogród w Sento Imperial Palace.

Nie jest to najpopularniejsze miejsce do odwiedzenia w Kioto, ale zdecydowanie jedno z ciekawszych. Prawdopodobnie nie trafilibyśmy tutaj, gdy nie @podrozezglowawchmurze, których spotkaliśmy w Fushimi Inari (a 3 lata wcześniej w Mexico City!)

Znajduje się tutaj najpiękniejszy ogród, jaki widzieliśmy w Japonii. Do tego zwiedzać go można całkowicie za darmo. Najbardziej podobała nam się zamknięta część, która udostępniona jest do zwiedzania z przewodnikiem. Czuliśmy się tutaj jak w prawdziwym tajemniczym ogrodzie.

Chłopak w czarnej koszulce ze słuchawkami w uszach na tle ogrodu.
W trakcie wycieczki.

Jedyny haczyk jest taki, że trzeba zapisać się na wycieczkę przed wejściem. Niewiele osób wie o takiej możliwości, dlatego czekaliśmy na swoją kolej zaledwie godzinę.

To idealny czas, aby odwiedzić Imperial Palace (również bezpłatny!). Na miejscu otrzymacie przepustkę oraz mapę z rekomendowaną trasą zwiedzania. Co prawda musieliśmy się mocno pospieszyć, aby zobaczyć wszystkie atrakcje i nie spóźnić się do ogrodów, ale udało nam się przebiec przez wszystkie punkty. Podobało nam się, że miejsce było kameralne i mogliśmy zrobić ładne zdjęcia na tle tradycyjnych budowli. Żałujemy, że nie mieliśmy tutaj więcej czasu.

Czerwone bramy wejściowe na plac.

Gion – historyczna dzielnica gejsz

Kioto jest nazywane miastem gejsz. Głównie za sprawą tradycyjnych herbaciarni w dzielnicy Gion, gdzie maiko oraz gejsze (gaiko) wciąż odprawiają ceremonie oraz zabawiają najbogatszych mieszkańców miasta. Dziś okolica jest jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w Kyoto (czytaj: zatłoczonych). Nie oznacza to jednak, że powinieneś odpuścić wizytę w historycznej dzielnicy. Najważniejsze, aby wybrać najlepszy moment na zwiedzanie. Czyli wybrać się tutaj wieczorem.

Zestaw tiramisu matcha i herbata matcha w kawiarni Maccha House w Kyoto.
Set matchy z Maccha House.

Nocą bowiem dzielnica Gion jakby wymiera. Praktycznie nie ma tutaj turystów, a drewniane elewacje oświetlone są jedynie ciepłym blaskiem lampionów. To najlepszy moment, aby przejść się wąskimi uliczkami i zaczerpnąć japońskiej kultury.

I choć wciąż dużo łatwiej spotkać tutaj przebraną w yukatę turystkę (nie oceniam, sama tak paradowałam w Kawaguchiko), niż prawdziwą maiko, to klimat jest niepowtarzalny. Japońskie dzielnice gejsz i samurajów sprawiają, że możemy przez chwilę poczuć się jak na planie filmowym. Tutaj zatrzymuje się czas.

Klimatyczne japońskie lampiony.
Klimatyczne lampiony w Pontocho.
Problemy Gion (i całej Japonii właściwie)

Spacerując główną ulicą co raz trafialiśmy na znaki informujące o zakazie robienia zdjęć na prywatnym terenie. Postawione były przy większości wąskich uliczek, które regularnie pojawiają się na instagramie. Nie mieliśmy pewności, czy fotografowanie dozwolone jest w jakimkolwiek miejscu. Głównie z tego powodu nie mamy praktycznie żadnych ujęć z Gion.

Drugim powodem jest po prostu empatia. Kioto przeżywa aktualnie boom turystyczny i ciężko znoszą to mieszkańcy, którzy są nagabywani przez przyjezdnych. Problem dotyczy szczególnie gejsz, które nie mogą spokojnie przejść się ulicą. Słyszałam kiedyś pewnego Japończyka, który stwierdził, że turyści traktują jego kraj jak park rozrywki. Choć jest to smutne, nie potrafię się nie zgodzić. Chyba większość osób (szczególnie tych szukających informacji na temat Japonii) natrafiło na filmiki, na których zachodni turyści zaczepiają gejsze lub robią im zdjęcia bez pytania. Zapominając, że to zwykłe osoby, a nie małpki w zoo. Pisałam już na ten temat w poście na temat Kanazawy (która również nazywana jest miastem gejsz), jednak powtórzę. Proszę, bądźcie ludźmi dla innych ludzi.

Zobacz więcej: Nam udało się spotkać gejszę w Kanazawie, która nie jest jeszcze tak turystyczna. Uważam, że to zdecydowanie lepsze miejsce na doświadczenie tradycyjnej Japonii.

Yasaka Shrine

W Gion znajduje się również bardzo ładna świątynia Yasaka Shrine. Warto zobaczyć ją będąc w okolicy. My odwiedziliśmy Kioto podczas święta Gion Matsuri (o którym napiszemy wkrótce osobny post), a na terenie świątyni toczyły się jego obchody. Na całym terenie rozstawiony został nocny market z (mniej lub bardziej) lokalnym jedzeniem, a lokalni mieszkańcy chodzili poprzebierani w tradycyjne stroje.

Dzień 2: Higashiyama

Kiyomizu-dera

Widok na japońską świątynię Kiyomizu-dera.
Kiyomizu-dera.

Przyszedł czas na najpopularniejszą Świątynię w Kioto, wpisaną na listę UNESCO. Turystów wabi tutaj głównie taras widokowy, z którego można podziwiać Kioto w całej okazałości. Szczególnie robi to wrażenie w okresie wiosennym, gdy miasto zdobią kwitnące wiśnie. Ciekawostką jest to, że taras zbudowany został całkowicie bez użycia gwoździ.

To jedna z tych 3 atrakcji najbardziej zatłoczonych atrakcji, które najlepiej odwiedzić podczas wschodu słońca. Jestem pewna, że już wtedy trafisz tam na tłum. Jednak na pewno nie będziesz wspominał tego dnia tak źle, jak my.

Ulica pełna ludzi, prowadząca do świątyni.
Wysoki sezon, wszędzie ludzie.

Aby wejść do świątyni (oraz na punkt widokowy), musisz zapłacić 500 yen. Darmowy jest natomiast dziedziniec przed wejściem, skąd można zrobić najładniejsze zdjęcia.

Poza tarasem, udostępniony do zwiedzania jest także ogród, który okazał się małym koszmarkiem. Schody ledwo były w stanie pomieścić wszystkich odwiedzających, więc przez większość czasu jedynie przepuszczaliśmy kolejne osoby, aby móc przejść w spokoju. Dlatego też nie potrafię powiedzieć, czy ogród mi się podobał.

W odróżnieniu od dalszej części trasy, gdzie nie trafił już prawie żaden turysta. Znaleźliśmy na mapie świątynię, do której prowadziła leśna ścieżka. Po drodze znajduje się nawet malutki las bambusowy. Jeżeli nie chcecie pchać się w tłumy w Arashiyamie, tutaj możecie zobaczyć demo słynnego lasu (za darmo).

Japoński deser Matcha dango.
Matcha dango.

Co prawda w pewnym momencie droga się urwała, a świątynia okazała się zamknięta. Mimo wszystko miło było choć na chwilę odpocząć od tłumów.

W drodze powrotnej zobaczyliśmy również wodospad Otowa, który jest jednym z najważniejszych punktów w świątyni. To w zasadzie zbiór strumyczków. Każdy z nich ma inne znaczenie (takie jak długowieczność czy szczęście). Odwiedzający (głównie wierzący oraz influencerzy) mogą napić się z jednego z nich. Zawsze czuję się dziwnie w miejscach kultu religijnego, w których widzę jednocześnie modlące się osoby i śmiejących się turystów.

Droga prowadząca do świątyni

Równie popularne, co sama świątynia, są prowadzące do niej ulice: Sannenzaka i Ninenzaka. Pełne sklepów z pamiątkami, restauracji oraz lokalnych słodyczy. Wąskie, urokliwe i całkowicie przepełnione.

Podobało nam się tutaj połączenie tradycyjności z nowoczesnością. Spacerując po brukowanych uliczkach widzimy magnesy z Aliexpress, a drewniane elewacje domów ozdobione są kolorowymi reklamami i kotkami z plastiku. Mimo wszystko zazwyczaj przechodziliśmy tędy całkowicie przemęczeni, chcąc jak najszybciej znaleźć bardziej ustronne miejsce.

Dalszy spacer po dzielnicy Higashiyama

Japońskie słodycze w kształcie uroczych kotków, nadziane na patyku.
Kotki na patyku.

Higashiyama to tak naprawdę jeden wielki kram. Jednak w całym tym szaleństwie jest metoda i warto poświęcić godzinę czy dwie na przejście się najpopularniejszą okolicą handlową Kioto.

Znajdziesz tutaj mniej lub bardziej jakościowe sklepy z pamiątkami, kawiarnie i lodziarnie oraz turystyczne restauracje. Najciekawsze są jednak punkty sprzedające personalizowane pałeczki. Możesz wybrać ulubiony wzór spośród dziesiątek dostępnych opcji, a następnie poprosić o wygrawerowanie swojego imienia w Kanji, czyli japońskim alfabecie. Wydaje nam się, że to naprawdę wyjątkowa pamiątka. Kamil (a właściwie カミル) uwielbia swoje nowe pałeczki.

Ogórek w zalewie cytrynowej na wystawie.
Ogórek w zalewie cytrynowej.

Możecie tutaj również spróbować lokalnych przysmaków. Miałam wrażenie, że największą popularnością cieszył się ogórek na patyku. Trochę przypominający w smaku nasze małosolne.

Świątynia Ginkaku-ji (Srebrny Pawilon)

Srebrny Pawilon w Kyoto widziany z ogrodu.
Srebrny Pawilon.

Srebrny Pawilon jest zdecydowanie mniej popularny od złotego. Głównie dlatego postanowiliśmy odwiedzić właśnie ten. Wy też powinniście, bo naszym zdaniem jest to jedna z najprzyjemniejszych do zwiedzania świątyń w Kioto.

Zbudowana została w duchu buddyjskiego wabu-sabi, czyli naszego polskiego „piękno tkwi w prostocie. Miała odzwierciedlać ducha zen i połączenie z naturą. Dzięki czemu jest skromna i niedoskonała. Co czyni ją wyjątkową. Szczególnie na tle bogato zdobionego Złotego Pawilonu.

Mostek w japońskim ogrodzie.

Wejście do Srebrnego Pawilonu kosztuje 500 yen.

Filozoficzna Ścieżka (Tetsugaku no Michi)

Jeżeli nie jesteście jeszcze zmęczeni odwiedzaniem świątyń (w Azji używaliśmy często słowa „przeświątyniowanie„), to możecie przespacerować się ścieżką filozoficzną. Cała trasa ma zaledwie 2 km, a po drodze jest ich aż kilkanaście.

Niestety część z nich została zamknięta dla zwykłych turystów. Mimo wszystko udało nam się zobaczyć obiekty, w których nie było zupełnie nikogo. Klimat zupełnie niepodobny do zatłoczonego Kioto. Warto więc odwiedzić okolicę i zobaczyć miasto z innej strony.

Znak z napisem "Świątynia tylko dla członków." w języku japońskim oraz angielskim.
Zakazana świątynia.

Sama ścieżka filozofów to jedno z tych miejsc, które największe wrażenie robią wiosną. Gdy wokół kwitną wiśnie, a chodnik obsypany jest różowymi płatkami.

Kyoto Station

Tradycyjne japońskie śniadanie w lokalnej restauracji.
Tradycyjne japońskie śniadanie w lokalnej restauracji.

Swoją przygodę z Kioto najprawdopodobniej zakończysz na stacji Kyoto Station, skąd możesz dostać się do większości japońskich miast (kilka propozycji podałam na końcu wpisu). Przy okazji zobaczysz tutaj jak wygląda prawdziwe życie mieszkańców.

Uprzejmi i spokojni Japończycy zmieniają się nie do poznania, gdy tylko pojawia się gdzieś widmo zatłoczonej komunikacji zbiorowej. A Kioto station to jedna z większych i bardziej zagmatwanych stacji, jakie udało nam się odwiedzić. Tutaj każdy się spieszy i popycha. Obowiązuje ruch jednostronny i nie ma miejsca na zawahania i pomyłki.

Jeżeli zbierasz eki stamp (a to jedne z najfajniejszych pamiątek, jakie możesz przywieźć z Japonii!), to na stacji znajdziesz ich kilka.

Pasaż handlowy Teramachi.
Pasaż handlowy Teramachi.

Nishiki Market

Jeżeli zgłodniejesz podczas zwiedzania, możesz przespacerować się na najpopularniejszy (do tego ponad 500-letni!) targ w mieście, czyli Nishiki Market. Można tu znaleźć praktycznie wszystkie tradycyjne dania, także w street-foodowej wersji.

Wąska ulica pełna ludzi i restauracji w Nishiki Market.
Nishiki Market.

Zobacz więcej: Co zjeść w Japonii?

Podsumowanie

Co jeszcze warto zrobić w Kioto?

  • Wypożycz Kimono – możemy śmiać się z tych wszystkich poprzebieranych turystów. Jednak prawda jest taka, że sami chętnie zrobilibyśmy sobie zdjęcia w yukatach na ulicach Kioto. Przebranie możesz wypożyczyć na cały dzień, a następnie przespacerować się w nim po dzielnicy Gion. Przy okazji docenisz wszystkie te maiko, które żyją w niewygodnych chodakach.
  • Pokemon Center – kilkukrotnie wybieraliśmy się do Pokemon Center, ale nie było nam po drodze. To duży sklep, gdzie znajdziesz masę artykułów związanych z pokemonami. Jeżeli zbierasz eki stamps, jest tutaj nawet pieczątka z pikachu!
  • Arashiyama – Przyznaję, że nie odwiedziliśmy bambusowego lasu w Arashiyama. Zgodnie stwierdziliśmy, że spędziliśmy wystarczająco czasu w dżungli. Podobne ścieżki bambusowe widzieliśmy już w wielu miejscach, na przykład w kolumbijskiej Mince. Dodatkowo zniechęciły nas filmiki, na których widać tysiące idących ramię w ramię turystów. Jeżeli jednak chcecie odwiedzić tę atrakcję, najlepiej zrobić to z samego rana (niestety będzie to oznaczać kolejną pobudkę koło 3:30).
  • Kinkaku-ji (Złoty Pawilon) – podobno jedno z najpiękniejszych miejsc w Kioto. Niestety nie udało (nie chciało) nam się odwiedzić Złotego Pawilonu. Srebrny zrobił na nas takie wrażenie, że nie potrzebowaliśmy dokładać sobie atrakcji.
  • Świątynia Ryoan-ji – słynny ogród zen z kamieniami.
  • Kioto Tower – 131-metrowa wieża widokowa.

Jednodniowe wycieczki z Kioto

Co prawda Kioto nie było naszą bazą wypadową na wycieczki po okolicy (wybraliśmy Osakę), ale może być Twoją. Najpopularniejsze miasta, które można odwiedzić z Kioto to:

  • Nara – czyli miejscowość, gdzie pokłonią Ci się słynne jelonki. Znajduje się zaledwie godzinę drogi od Kioto. Znajdziesz tam wiele zabytków z listy UNESCO.
  • Osaka – gastronomiczna stolica Japonii. Pełna barw, neonów, ruszających się rzeźb oraz wyjątkowych instalacji. Przejazd z Kioto zajmuje jedynie pół godziny, a klimat różni się diametralnie.
  • Zamek Himeji – jeden z najpopularniejszych zamków Japonii (i atrakcji ogólnie). Nie udało nam się odwiedzić tego miejsca, ale podobno jest warte godzinnej przejażdżki pociągiem.
  • Kobe – miasto słynące ze steków, a właściwie hodowanej tam wołowiny. Podobno jednej z najlepszych na Świecie.
Witryna z prezentacją plastikowych dań w Japonii.
Plastikowe jedzonko.

Gdzie jedliśmy w Kioto

  • Issumboushi – zjedliśmy tutaj całkiem smaczny ramen. Najlepsze było jednak jajko, które otrzymaliśmy za darmo w zamian za zaobserwowanie restauracji na instagramie. Idealnie przyprawione, ugotowane w punkt. Podobało nam się, że posiłek jest podawany w tradycyjny sposób (przy barze). Kuchnia natomiast jest całkowicie otwarta, więc możesz oglądać proces przygotowania ramenu.
  • Tokkyu ramen – tego miejsca akurat nie polecamy. Liczyliśmy na domową atmosferę, ale niestety nie doczekaliśmy się smaku „jak u japońskiej mamy”.
  • Maccha House – to kultowe miejsce, które zasłynęło głównie za sprawą tiramisu. W lokalu możecie otrzymać dosłownie wszystko o smaku matcha (chociaż zwykła herbata też nie jest dyskryminowana). My zamówiliśmy dwie filiżanki herbaty oraz oba dostępne tiramisu. Niestety osobiście uważam, że miejsce nie zasługuje na tak dużą popularność. Jednak i tak polecam przyjść i spróbować tego matchowego odurzenia.
  • Coco Curry – Jeżeli jeszcze nie próbowaliście kultowego katsu (japoński schabowy) curry w tej popularnej sieciówce, możecie zrobić to również w Kioto. Do wyboru macie sporo opcji personalizacji swojego dania. Możecie wybrać rodzaj mięsa oraz dodatki, takie jak warzywa czy jajka. W ofercie jest nawet wegetariańskie curry, do którego można dobrać japoński omlet.
Japońskie curry w coco ichibanya.
Curry w Coco Ichibanya.

Zobacz więcej: Co zjeść w Japonii?


Udało Wam się spotkać maiko na ulicach Kioto? Koniecznie pochwalcie się doświadczeniami!


Wybierasz się do Japonii? Zobacz więcej!

Do Japonii na własną rękę pojechaliśmy w lipcu 2024. Przejechaliśmy kraj od Osaki do Tokio, chłonąc lokalną kulturę, smaki i niesamowitą atmosferę. Przygotowaliśmy cały cykl wpisów na temat kraju płynącego ramenem. Jeżeli wybierasz się do Japonii, sprawdź koniecznie pozostałe publikacje:

Udanego (i smacznego) odkrywania Świata!


Możesz również polubić

Jeden komentarz

  1. Nara - miasto w Japonii, gdzie pokłonią Ci się urocze jelonki • mangobackpack

    […] a jeszcze popularniejszy kierunek na jednodniowe wycieczki. Większość osób przyjeżdża tutaj z Kioto, my ruszyliśmy z Osaki. Nie ma to znaczenia, bo z obu miejsc dotrzesz pociągiem w zaledwie […]

Dodaj komentarz

Seraphinite AcceleratorOptimized by Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.