Palomino – przewodnik po Kolumbijskim raju

Zamknij oczy i pomyśl o Karaibskim raju. Jeżeli wyobrażasz sobie bielutki piasek, z którego wystają idealnie zielone palmy i lazurowe morze, zapraszające do siebie spokojem, to źle trafiłeś. W Palomino tego nie znajdziesz. Woda nie jest tu przezroczysta i teoretycznie nie powinieneś nawet próbować w niej pływać, z powodu porywczego prądu. Natomiast twardy piasek przybiera kolor warszawskich bloków, a malutkie krabiki w każdej chwili mogą podgryzać Cię po rękach. Jednak zdecydowanie jest w tym miejscu coś magicznego.

Plaża Palomino z drona

Magia tkwi w spokoju i samotności, które tak łatwo tutaj odnaleźć. Wystarczy przespacerować się spienionym brzegiem przez kilka minut i już możemy znaleźć miejsce wyłącznie dla siebie. Rozłożyć koc, otworzyć książkę i odpocząć w towarzystwie wyschniętych palm i ptaków. Zakrztusić się słoną bryzą, podczas prób pływania w groźnym nurcie i zjeść słodkie nerkowce w całkowitym odosobnieniu.

Gdybyśmy mogli okrzyknąć Puerto Escondido naszym meksykańskim domem, to Palomino zostałoby jego kolumbijskim odpowiednikiem. Mieliśmy zostać tutaj na 3 noce, po tygodniu nie chcieliśmy wyjeżdżać. I po dwóch miesiącach w Kolumbii wciąż nam tęskno. Do tych nieidealnych plaż, chmur burzowych i drożdżówek za złotówkę. Zielonych szczytów, które widać z morza. Do spokoju.

Turystyczna bańka?

O Palomino dowiedzieliśmy się dopiero podczas pobytu w Santa Marta. I chyba byliśmy jedyni, bo nagle okazało się, że o tym miejscu wie każdy. I że jest to obowiązkowy punkt na Gringo Trail w Kolumbii. Jak to się stało, że myśleliśmy, że jest to ukryta w górach wioska dla nielicznych? Nie wiem. Wiem tyle, że bardzo się pomyliliśmy. Tylu turystów z plecakami na tak małej przestrzeni to my w życiu nie widzieliśmy. Co ktoś wychodził z hotelu, to ktoś inny wchodził. Ktoś się witał, ktoś się żegnał. I tak w kółko. Czy odebrało nam to klimat miejsca? Ani trochę. Okazało się, że Palomino daleko do imprezowni i gdy nad miasteczkiem zapada zmrok (dosłowny, bo lamp to tutaj brakuje) to ludzie grzecznie jedzą w knajpach, a później idą spać. Chill i spokój, jeżu. Czy to nadal Kolumbia?

Uśmiechnięta dziewczyna pod palmą na plaży Palomino

Co robić w Palomino?

Chciałabym powiedzieć, że jest tu dużo atrakcji. Prawda jest jednak taka, że jeżeli nie lubisz plaż i wody, możesz się tutaj nudzić. Warto jednak spróbować, być może zakochasz się tak jak my.

Palomino Tubing

Prawdopodobnie podczas swojego pobytu miniecie jakiś tysiąc biur wycieczkowych, oferujących tą emocjonującą atrakcję. O co w tym chodzi? W skrócie dostajecie oponę, jedziecie z przewodnikiem na plażę, gdzie ujście ma Rio Palomino i robicie siup do wody. Następnie przez kilka godzin (w zależności od programu) spływacie w dół rzeki. Najlepiej uzbrojeni w piwo i hektolitry olejku do opalania na czole. My nie skorzystaliśmy, bo jakoś nas ta relaksująca atrakcja nie przekonała, ale jeżeli macie ochotę poopalać się na oponie lub jesteście fanami spływów kajakowych w Polsce, to atrakcja dla Was.

Dziewczyna w żółtym stroju kąpielowym stojąca przy ujściu rzeki Rio Palomino

Surfing!

Gdy wspomniałam wcześniej o tych niebezpiecznych falach utrudniających pływanie i w głowie pojawiła Ci się deska do surfowania, to otrzymujesz 10 punktów. Wiadomo, są do tego lepsze miejsca, ale klimat Palomino jest naprawdę niesamowity i jeżeli lubisz łapać fale, to musisz spróbować w tym miejscu. Wypożyczalnie desek są tanie, więc nie musisz nawet mieć swojego sprzętu.

A jeżeli jesteś nowicjuszem, to możesz wziąć lekcje surfowania w kilku szkołach rozstawionych na plaży. Ceny podobno są przystępne, więc warto spróbować.

Rozsmakuj się w międzynarodowej kuchni

Palomino to dość turystyczna miejscowość, co ma swoje plusy i minusy. Dla nas zdecydowanie największą zaletą jest gastronomia! Jeżu, jak dobrze było odpocząć od jedzenia jajek z ryżem choć na moment. Jest to najbardziej dostępne miejsce dla wegetarian, jakie odwiedziliśmy w Kolumbii. I jednocześnie takie z największą ilością smacznych restauracji międzynarodowych. I co najważniejsze – w całkiem przystępnych cenach. Tak więc mogliśmy przez tydzień rozkoszować się burgerami, pizzą, kebabami i innymi frytkami. A jak się znudziliśmy, to wstąpiliśmy na rybę z przepysznym ryżem kokosowym, czyli najpopularniejsze danie regionu. Wszystko mogliśmy natomiast popić Mojito, które sprzedawane było w każdym lokalu za 5-10zł. No ż(r)yć, nie umierać. Tęsknię.

Na takie kolacje oszczędzaliśmy, jedząc rano świeżutkie drożdżówki z miejskiej sklepo-piekarni. Nie najpyszniejsze, ale tanie i zapychające. Z uzależniającą arequipą, czyli kolumbijską masą krówkową. Taka nasza mała tradycja w Palomino, tęsknię ponownie.

Spaceruj wzdłuż Plaży Palomino

To było nasze ulubione zajęcie, któremu oddawaliśmy się praktycznie codziennie. Jeżeli Twój hotel znajduje się przy głównej ulicy turystycznej (w sumie w Palomino nie ma zbyt wielu ulic), to prawdopodobnie zaczniesz swój spacer przy głównym wejściu na plażę. I stąd masz dwie opcje.

Większość przewodników poleca lewą stronę plaży, która kończy się ujściem Rio Palomino. Jeżeli stan wody na to pozwala (tzn. nie lało tego dnia) to spokojnie możesz przejść na drugą stronę i kontynuować wędrówkę z niewielką ilością innych osób. O ile nie masz ze sobą sprzętu, bo niestety ten kawałek będziesz musiał przepłynąć. Według nas ta strona plaży jest bardziej gruboziarnista i trochę mniej dzika. Jednocześnie wybiera ją więcej osób, dlatego nie zawsze znajdziesz odosobnione miejsce na odpoczynek.

My zdecydowanie polecamy wybrać lewą stronę plaży. Wystarczy minąć kilka hoteli i znajdujemy się praktycznie na pustkowiu, otoczeni palmami i niesamowitą zielenią. Co prawda wszystkie zielone tereny poza plażą są prywatne i znaki „no pasar” znajdują się co kilka metrów, ale odgrodzone są jedynie cienką wstążeczką, więc nie odbiera to klimatu. Po około 15 minutach spaceru pojawi się również ujście rzeki z roślinnością, która wygląda zjawiskowo. Zdjęcia zupełnie tego nie oddają.

Trekking na punkt widokowy

Jeżeli macie ochotę się spocić i macie niedobór ładnych widoczków to w Palomino jest całkiem fajny spot trekkingowy. Prowadzi przez gęsty las tropikalny, powalając zielenią. Możecie spacerować tam w towarzystwie kolibrów i wielkich motyli. Pamiętajcie tylko, żeby odwiedzić go z samego rana (najlepiej koło 6), aby mieć szansę na zobaczenie ośnieżonych 6-tysięczników z punktu widokowego. My oczywiście jak zwykle mieliśmy problem ze wstaniem rano, dlatego musieliśmy nacieszyć się mgłą. Trzymamy jednak kciuki, żeby Wam się udało! Słyszeliśmy, że widok zwala z nóg. Trasa nie jest ciężka, prowadzi prostą drogą. Co prawda jest to 1,5 godziny pod górę, w pełnym słońcu, ale czego się nie nie robi dla odrobiny ładnych widoków. Siły (lub wstydu) doda Wam natomiast widok rdzennych mieszkańców, którzy pokonują tę trasę na boso.

Punkt widokowy w Palomino z drona - zielony i gęsty las tropikalny

Trochę informacji organizacyjnych

  • Jak dojechać do Palomino
  • Gdzie spaliśmy w Palomino
  • O czym musisz pamiętać przed wyjazdem

Jak dojechać do Palomino?

Jeżeli znajdujesz się w Santa Marta, to za Tobą już połowa sukcesu. A jeżeli odwiedziłeś już popularny Park Tayrona to sukces wzrasta do 90%. Wystarczy wsiąść do tego samego autobusu, co poprzednio, zapłacić 12000 COP i wysiąść pół godziny do godziny później.

My startowaliśmy właśnie z Santa Marta. Wyszukaliśmy w aplikacji maps.me pinezkę o nazwie „bus a Tayrona/Palomino” i po prostu przybyliśmy na miejsce, nie zważając zbytnio na rozkład jazdy (nawet nie wiem czy coś takiego w Kolumbii istnieje). Ulicą przejeżdżało dużo autobusów w różnych kierunkach, nas interesował zielono-niebiesko-biały osobnik firmy „Cootransciente”. Na szczęście autobusy dalekobieżne działają tutaj podobnie do taksówek i wystarczy pomachać do kierowcy, aby wpuścił nas w dowolnym miejscu.

Powrót będzie nawet prostszy, bo autobus zatrzymuje się przy głównej ulicy w Palomino, nie da się go przeoczyć. Można wskoczyć do niego i poczekać spokojnie na przystanku, aż uzbiera się wystarczająco dużo osób.

Gdzie spaliśmy w Palomino?

Palomino Hostel

Jak to zwykle my, wybraliśmy najtańszą opcję na Bookingu. I nasz hostel okazał się jednym z najtańszych, jakie odwiedziliśmy w Kolumbii. 35zł za pokój dwuosobowy z prywatną łazienką. Woda co prawda niezbyt ciepła, ale na Karaibskim wybrzeżu gorąca (albo chociaż letnia) woda to już luksus. Za to dwie kuchnie do dyspozycji, spora ilość naczyń i blender.

Nie polecamy jedynie usługi prania. Skusiliśmy się z powodu niskiej ceny, jak na Palomino – 6k COP/kilo (chociaż ogólnie pralnie w Kolumbii do najtańszych nie należą), ale ubrania przyszły do nas wyblakłe, brzydko pachnące i w części pogubione.

Ważne info

  • W Palomino nie ma bankomatu. Więc już w Santa Marta musisz zaopatrzyć się w większą sumę pieniędzy. Szczególnie, jeżeli planujesz nocować w tańszym hostelu (mało który ma możliwość zapłaty kartą). Jeżeli zabraknie Ci gotówki to opcje są dwie:
    • W niektórych hotelach oraz malutkim kiosku na rogu głównej ulicy można wymienić dolary na COP. Oczywiście po gorszym kursie. My wymieniliśmy w hostel Casa Colibri 100 dolarów na 350.000 COP (normalnie mielibyśmy za to 390.000)
    • Możesz złapać mototaxi i podjechać do Mingueo, gdzie znajduje się najbliższy bankomat. Taka trasa powinna kosztować ok. 20.000 w dwie strony.
Szczęśliwa para podnosząca ręce podczas trekkingu na punkt widokowy w Palomino - zdjęcie z drona

Możesz również polubić