Huacachina – Oaza na pustyni, sandboard i przejażdżka buggy
Oaza Huacachina to takie miejsce w Peru, które odwiedza prawdopodobnie każdy turysta. Popularne zdjęcie na tle malutkiej oazy to punkt obowiązkowy podczas pobytu w tym kraju. I chociaż nie przepadamy za miejscami, które stanowią turystyczne sito, postanowiliśmy postawić nogę na pustyni Huacachina. Bez większych oczekiwań i nastawiając się na rozczarowanie. To jednak nie przyszło, bo byliśmy zbyt zajęci zjeżdżaniem na brzuchu z piaszczystych wydm. I trzymaniem się mocno podczas dzikiej przejażdżki autem buggy o zachodzie słońca. Wyciskając z tego miejsca to, co najlepsze. I rozumiejąc, dlaczego ściąga ono 200 tysięcy turystów rocznie.
W poście znajdują się linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeżeli zakupisz wycieczkę, lot lub nocleg z mojego polecenia, otrzymam za to niewielką prowizję. Ty nie dopłacasz ani grosza. Dziękuję za wsparcie, dzięki Tobie jestem w stanie opłacić bloga!
Spis Treści
Huacachina – małe jezioro, małe miasteczko
Wioska Huacachina to malutka, bardzo turystyczna mieścina. Położona jest nad naturalnym jeziorem, dzięki któremu miejsce zawdzięcza tak dużą popularność. Podczas gdy nie zaleca się kąpieli w jego wodzie, za kilkanaście soli można przepłynąć się po nim łódką. Co będzie proponować prawdopodobnie kilkunastu natarczywych sprzedawców, którzy polują na turystę od pierwszego kroku postawionego w miasteczku.
W mieścinie znajduje się dość sporo hoteli, jednak ceny nie zachęcają do pozostania na noc. Podobnie z restauracjami, które zdecydowanie próbują dopasować się cenowo do turysty z USA. Przeboleliśmy jednak zbyt drogą toaletę oraz butelkę z wodą. Na szczęście naszą bazą wypadową było miasteczko Ica, które znajduje się dosłownie kilka kilometrów dalej. I nie emanuje ani turystycznym kiczem, ani wysokimi cenami.
Jak się dostać z Ica do Huacachina?
Trochę opuszczone i nudne miasteczko Ica co prawda nie zachwyca, ale jest całkiem przystępną opcją dla podróżników na budżecie, którzy chcieliby zwiedzić pustynię. Głównie dlatego, że z głównego placu dzieli nas od niej zaledwie półgodzinny spacer. Podczas którego mijamy kilka tańszych sklepów oraz przepyszną piekarnię z drożdżówkami i ciastkami. W sam raz na zrobienie zapasów przed zabawą na pustyni. Trasa jest bardzo prosta i oznaczona na maps.me, dzięki czemu na pewno się nie zgubisz.
Co robić na pustyni Huacachina?
Eksploracja piaskowych wydm
Jeżeli nie masz pomysłów na spędzenie czasu na pustyni Huacachina – pospaceruj. Gdy tylko zobaczyliśmy ten ogrom piaskowych wydm, chcieliśmy wdrapać się na chociaż jedną z nich, aby zobaczyć jak to wszystko wygląda z góry. Ominęliśmy wszystkie osoby, które robiły sobie zdjęcia na najpopularniejszym punkcie oazy i skierowaliśmy się w kierunku jednej z najwyższych wydm.
Okazało się, że to zadanie wcale nie będzie takie proste. Każdy krok postawiony na suchym piasku to wysiłek godny 10 standardowych kroków. Natomiast jedna chwila nieuwagi i zsuwamy się o kilka do tyłu. Wszystko w towarzystwie słońca bezlitośnie palącego w kark i potu spływającego z czoła. A wybrana przez nas górka wcale nie wydawała się taka wysoka.
Pustynny kabaret?
Skończyło się na tym, że po każdych dwóch krokach zatrzymywałam się i robiłam obrót, aby położyć się na gorącym piasku. Wyglądało to jak kabaret, który nie mógł dobiec końca. Kamil patrzył na to wszystko z góry, nie rozumiejąc do końca o co mi chodzi. A ja walczyłam jak lwica, na zmianę turlając się i chodząc na czworaka, gdy piasek uciekał mi spod stóp. Wtedy zrozumiałam, dlaczego tylko my wpadliśmy na pomysł wdrapywania się na wydmy.
Po kilkunastu minutach (dla mnie wieczności) nierównej walki, udało mi się doczłapać na górę. I całe zmęczenie jakby minęło. Widok na ten złoty bezkres był niesamowity. Mogliśmy zobaczyć dziesiątki wydm, które stały samotnie na opuszczonej części pustyni.
Położyliśmy się na parzącym piasku i obserwowaliśmy z góry ludzi, którzy robili zdjęcia przy oazie. Powinni zobaczyć ten widok z góry. Zrobiliśmy sesję zdjęciową dronem, która niestety przepadła, gdy okradli nas w Chile. Musisz jednak uwierzyć na słowo, że były to jedne z najładniejszych zdjęć z całej naszej podróży po Ameryce Południowej.
Aby wejść na pustynię, musisz kupić bilet za 3,6 PEN. Płatność jest możliwa jedynie gotówką.
Zjeżdżamy na brzuchu z piaskowych wydm
Czytaliśmy w internecie, że najlepszym sposobem na spędzenie czasu na pustyni Huacachina jest nic innego, jak sandboard. Co potwierdziły liczne wypożyczalnie sprzętu. Nigdy w życiu nie próbowaliśmy jakichkolwiek sportów z udziałem desek, dlatego postanowiliśmy spróbować. Wypożyczyliśmy deskę za 10 soli i wdrapaliśmy się na górkę, która była możliwie oddalona od innych ludzi.
Powoli testowaliśmy nasze możliwości, staczając się na brzuchach z niewielkich górek. Aż w końcu postanowiliśmy spróbować na nogach. Po wielu nieudanych próbach, poddałam się, oddając Kamilowi całą chwałę. Ilość moich upadków była wprost proporcjonalna do ilości stanięć na desce.
Spędziliśmy jednak godzinę, czując się jak dzieci. Turlaliśmy się po gorącym piasku i raz po razie upadaliśmy na tyłek, podejmując kolejne próby. Prawdopodobnie byłoby to nasze ulubione zajęcie podczas pobytu na pustyni Huacachina. Gdyby nie fakt, że wieczorem mieliśmy okazję spróbować ponownie. Z dużo większych wydm.
Deskę do sandboardingu (mniejsza niż tradycyjna do snowboardu) możesz wypożyczyć w małym kiosku, przy głównym wejściu na pustynię. W ramach depozytu musisz przekazać dowolny dokument. Warto mieć na tę okazję na przykład przeterminowaną kartę studencką. Wypożyczenie deski na dwie godziny kosztuje 10 PEN.
Szalony przejazd buggy po wydmach
Już podczas spaceru z Ica, natrafiliśmy na parking aut buggy, które zabierają turystów na popularne przejażdżki po wydmach. Postanowiliśmy zakupić droższą opcję, podczas zachodu słońca. Ta przyjemność kosztowała nas 50 PEN.
O godzinie 16:30 grzecznie czekaliśmy na parkingu, gdzie zebrała się już cała grupa. Wypełniliśmy auto, zapięliśmy śmieszne pasy i złapaliśmy się za drążek, który miał zapewnić nam bezpieczeństwo podczas podskoków. Kierowca odjechał w stronę pustyni, a my oczekiwaliśmy na zastrzyk adrenaliny.
Czy to kolejka górska?
Nie musieliśmy czekać zbyt długo, ponieważ już po 5 minutach wjechaliśmy na pierwszą wysoką wydmę. Po czym kierowca dodał gazu, i z pełną prędkością zjechał w dół. Zawartość żołądków podskoczyła nam do góry, nie bardziej niż tyłki na twardych siedzeniach. Śmieszne pasy jednak nie zdały egzaminu, przez co przy każdym podskoku unosiliśmy się na kilkanaście centymetrów do góry. Ręce, mokre od potu, kurczowo trzymały się drążka, dzięki któremu mogliśmy poczuć jeszcze jakiekolwiek poczucie stabilności w dziko jeżdżącym aucie.
Kierowca skręcał z coraz większą prędkością, podrzucając do góry gorący piasek. Który wpadał do ust, uszu i oczu przy każdym drifcie. Po czym wjeżdżał na kolejne strome góry, by zapewnić nam atrakcję jak w parku rozrywki. Było to porównywalne z kolejką w wesołym miasteczku. Z tą różnicą, że ciężko było utrzymać się na siedzeniu. Bez przerwy obijaliśmy się o osoby obok nas, po pewnym czasie przestając już przepraszać. Za każdym razem krzycząc jedynie, gdy auto znów cisnęło z górki.
Przewodnik zarządzał przy tym krótkie przerwy, dzięki którym mogliśmy uspokoić żołądki. Wysiadaliśmy wtedy z auta na sesje zdjęciowe, w najpopularniejszych punktach na trasie. Przed przejażdżką spędziliśmy jednak cały dzień na pustyni, gdzie zrobiliśmy z 500 zdjęć. Toteż odpoczywaliśmy, patrząc na kolejne auta, które podjeżdżały w to samo miejsce. By każdy mógł mieć to najpopularniejsze zdjęcie na tle oazy.
Próbujemy prawdziwego sandboardingu
Dojechaliśmy do kolejnej wysokiej wydmy, po czym przewodnik rozdał nam deski do sandboardingu. Informując, że to najmniejsza górka i musimy się na niej nauczyć, zanim pójdziemy zdobywać większe. Z przerażeniem patrzyliśmy na tą jego małą zaspę, która w rzeczywistości okazała się kilkukrotnie wyższa niż wszystkie, z których zjeżdżaliśmy wcześniej na wypożyczonej desce.
Położyliśmy się na brzuchu, a przewodnik pomógł nam się przemóc, popychając deskę do przodu. Szybko zsunęliśmy się po piasku, rozpędzając się na stromej wydmie. Poranne górki mogły się przy tym schować.
Próbowaliśmy jeszcze kilkukrotnie, w różnych miejscach. Najlepsze było to, że tym razem nie musieliśmy wracać spacerkiem pod górę. Auto zgarniało nas z miejsca, gdzie zakończyliśmy zjazd i zabierało w nowe. Nawet nie mieliśmy okazji się zmęczyć.
Ostatni zjazd odbyliśmy podczas zachodu słońca, w otoczeniu pomarańczowego nieba. Wybawieni, odłożyliśmy deski i pojechaliśmy w (podobno) najwyższe miejsce pustyni. Usiedliśmy z napojami w rękach i podziwialiśmy kolejne etapy zachodu. Aż niebo zrobiło się zupełnie różowe, co pięknie kontrastowało ze złotym piaskiem.
Pijemy drinki z jajkiem
Ostatnim punktem naszej wycieczki buggy, była degustacja najpopularniejszego drinka w Peru – Pisco Sour. Skorzystaliśmy z okazji, bo o ile rzadko pijemy, to lubimy próbować nowych rzeczy. Natomiast ten drink jest o tyle wyjątkowy, że podaje się go z pianką surowego białka jaja. Nie brzmi zachęcająco, ale smakuje całkiem nieźle. Trochę jak mojito z bezą.
Wycieczka buggy podczas zachodu słońca (dłuższa), z dodatkowym Pisco Sour kosztowała 50PEN. Dostępne były również tańsze pakiety, od 25PEN. Nie kupuj tej wycieczki przez internet, bo cena jest kilkukrotnie wyższa. Zamiast tego możesz skierować się bezpośrednio na parking buggy, który znajduje się na samym początku Oazy Huacachina.
Zachód słońca nad pustynią
Ostatniego dnia naszego pobytu w Ica postanowiliśmy wdrapać się na najwyższą wydmę. Widzieliśmy już sznureczki ludzi, którzy zdobywali ten szczyt w towarzystwie przewodników zorganizowanych wycieczek. Obowiązkowo podczas zachodu słońca, który podobno wygląda w tym miejscu zdumiewająco.
Koniecznie chcieliśmy zająć najlepsze miejsca przed przybyciem tych wszystkich osób, które zaczynały swój marsz kilkanaście minut przed słonecznym spektaklem. Dlatego zaczęliśmy wspinaczkę na tyle wcześnie, aby znaleźć się na górze już godzinę wcześniej.
Tym razem nie szliśmy do miejscowości Huacachina. Zamiast tego od razu skierowaliśmy się w stronę wydmy, która widoczna jest już z drogi prowadzącej do Ica. Dzięki temu nie musieliśmy ponownie płacić za bilet wstępu, a dodatkowo droga wydawała się krótsza.
Niestety dość szybko okazało się, że „szybka” nie zawsze oznacza „lepsza”. Od tej strony piasek nie był jeszcze uklepany tysiącem butów, przez co ślizgaliśmy się na suchych ziarenkach. Wypatrzyliśmy jedyne ślady, które były jeszcze dość świeże, i staraliśmy się iść równo z nimi. Ułatwiło to wędrówkę w nieznacznym stopniu, ale przynajmniej nie cofaliśmy się z każdym krokiem. Mimo wszystko wejście na tę najwyższą górę okazało się nie tak trudne, jak zdobywanie zupełnie nieuczęszczanych górek. Po pół godzinie znaleźliśmy się na szczycie, jako pierwsi. Zajęliśmy najlepsze miejsca i położyliśmy się na chłodnym piasku.
My to zawsze musimy ponarzekać
Szybko zaczęliśmy żałować, że daliśmy sobie tak dużo czasu. Wieczorny wiatr okazał się dużo zimniejszy, niż się tego spodziewaliśmy. Oczywiście zapomnieliśmy zabrać jakiekolwiek okrycie. Przez co mogliśmy jedynie trząść się w krótkich spodenkach, przeklinając brak cieplejszych ubrań. Szczególnie, gdy każdy podmuch zwiewał w naszą stronę bolesne ziarenka piasku.
Po 40 minutach marznięcia i otrzepywania twarzy z piachu, postanowiliśmy się poddać. Słońce dopiero zaczęło chować się za choryzontem, a niebo przybrało żółtą barwę. Uznaliśmy jednak, że to nam wystarczy.
W tempie ekspresowym zbiegliśmy na dół i skierowaliśmy się w kierunku Ica. W tym momencie niebo zmieniło swój kolor na piękny odcień fioletu. Ponownie przeklinalismy, tym razem naszą niecierpliwość. Od decyzji na górze minęło raptem 15 min. Zrezygnowani szliśmy w kierunku miasta, nie oglądając się za siebie. Wczorajszy zachód musi nam wystarczyć.
Pustynia Huacachina – FAQ
Czy warto odwiedzić pustynię Huacachina?
Pustynia Huacachina to jedno z naszych ulubionych miejsc w Peru. Jednocześnie przejażdżka autem buggy była jednym z najlepszych przeżyć. Nie da się ukryć, że sama Oaza jest komercyjna i odrobinę przereklamowana. Jednak jeżeli szukasz fotogenicznego miejsca, gdzie możesz jednocześnie się pobawić, obejrzeć piękny zachód słońca, jak i zaznać odrobinę adrenaliny – tutaj znajdziesz to wszystko.
Ile kosztuje wejście na pustynię?
Jeżeli chcesz zrobić popularne zdjęcie z oazą, to nie unikniesz opłaty za wejście. Bilet kosztuje jednak niewiele – 3,6 PEN. Kasy biletowe są dwie, w obu można płacić jedynie gotówką.
Inne popularne atrakcje w Peru:
Odwiedziłeś/aś już pustynię Huacachina lub jest ona na Twojej liście miejsc do odwiedzenia w Peru? Chciał(a)byś spróbować sandboardingu? A może masz swoje ulubione miejsce do jego uprawiania? Odpowiedź koniecznie w komentarzu, będzie mi bardzo miło. 🙂
Dotarłeś aż tutaj? Jest nam bardzo miło! Mogłabym jeszcze poprosić o obserwację na Instagramie? Dziękujemy!
Planujesz kolejny wyjazd? Jeżeli wpis okazał się przydatny i chciałbyś nas wesprzeć, dokonaj zakupu przez nasze linki afiliacyjne. Nie zapłacisz ani grosza więcej, a my otrzymamy niewielką prowizję.
Zarezerwuj hotel Booking | Kup bilet na transport 12Go |
Wyszukaj loty Kiwi | Zarezerwuj atrakcje GetYourGuide |
Dodaj komentarz