Cozumel – meksykańska wyspa z rafą koralową
Wyspa Cozumel skusiła nas rafą koralową, która podobno jest najpiękniejszą w Meksyku. Zwiedziliśmy zachodnie wybrzeże wyspy na wypożyczonym skuterze, w poszukiwaniu najlepszego miejsca do obserwacji wodnego życia. Natknęliśmy się po drodze na ostronosy, piękną przyrodę i niesamowitą komercję. I chociaż udało nam się zobaczyć cudowny podwodny świat w najczystszej kobaltowej wodzie, to i tym razem nie obyło się bez nieoczekiwanych przygód.
W poście znajdują się linki afiliacyjne. Oznacza to, że jeżeli zakupisz wycieczkę, lot lub nocleg z mojego polecenia, otrzymam za to niewielką prowizję. Ty nie dopłacasz ani grosza. Dziękuję za wsparcie, dzięki Tobie jestem w stanie opłacić bloga!
Spis Treści
Odpływamy w kierunku wyspy Cozumel
Pogoda wreszcie dopisała. Wyszło słoneczko, więc my również wyszliśmy. W kierunku transportu na wyspę Cozumel. Wyczytaliśmy w tabeli odjazdów (czy raczej odpływów), że najbliższy prom wyrusza o godzinie 14:00. Wiedzieliśmy, że kolejka na statek w kierunku wyspy Holbox praktycznie nie istniała. Dlatego spodziewając się podobnej sytuacji z promem na Cozumel, bez pośpiechu poszliśmy do lokalnej knajpki na śniadanie.
Smaczne jedzonko i długie kolejki
Dzień zaczął się świetnie, bo udało mi się nareszcie zamówić queso fundido, którego szukałam w wersji wege prawie od początku wyjazdu. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam w pewnej restauracji miseczkę w całości wypełnioną apetycznym, ciągnącym się serem z mięsem mielonym. W tym wypadku udało się owe mięso wymienić na grillowane papryczki, które były przepyszne. Kamil zjadł w tym samym miejscu klasyk, czyli tacos al pastor z ananasem. I też był bardzo zadowolony, bo kurczak ścinany był nożem, niczym w najlepszych polskich kebabowniach.
Tak więc z pełnymi brzuszkami i 20 minutami zapasu ruszyliśmy do kasy biletowej. Jakież było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy kolejkę ciągnącą się aż do straganów z pamiątkami. Wiedzieliśmy już, że albo zdążymy na styk albo zabraknie nam kilku minut. Z czym się nie pomyliliśmy, bo odebraliśmy nasze bilety z 5-minutowym opóźnieniem. Zestresowani, ruszyliśmy w stronę promu.
I tu spotkało nas drugie zaskoczenie, bo kolejka na boarding okazała się jeszcze dłuższa. Spędziliśmy w niej godzinę, czekając na swoją kolej. Przestaliśmy się juz denerwować, bo i tak nie mieliśmy szans zdążyć na nasz prom. Według rozkładu i informacji od Pani z okienka, kolejny odjazd miał być o godzinie 17:00.
Na nasze (i wszystkich pozostałych pasażerów) szczęście, promy nie odpływały jednak o wyznaczonych godzinach, a po załadowaniu chętnych. Dzięki temu już o godzinie 15:30 mogliśmy cieszyć się widokiem turkusowej wody z okna naszego statku. Trasę umilał (lub uprzykrzał, gdy ktoś lubi sobie pospać) zespół na żywo, który występuje na pokładzie w ramach „wolontariatu” w postaci zbierania tipów do puszki.
Zaczynamy eksplorację wyspy Cozumel
Zeszliśmy ze statku i od razu zaatakował nas tłum wynajmujący skutery i auta w „special price for you”, czyli ok. 40$ za dobę. Grzecznie wszystkim podziękowaliśmy, wiedząc, że pod naszym hotelem znajduje się wypożyczalnia z odgórnie ustalonym cennikiem – 500 pesos za dzień. Co stanowi połowę ceny oferowanej przez naganiaczy.
Ukryty spot dla lokalsów – perełka wyspy Cozumel
Meldujemy się w hotelu i od razu szukamy miejsca na pierwszy snorkeling. I tu pierwsze zaskoczenie, bo chociaż zazwyczaj lubimy dać popalić naszym łydkom, to odległość do najbliższej plaży z rafą okazała się zbyt duża. Wiemy już, że jutro bez skutera się nie obejdzie. Jako cel na dzisiejszy wieczór wybieramy więc jedyne, względnie bliskie, miejsce do snorklingu oznaczone na maps.me. Droga prowadzi wzdłuż wybrzeża z pięknym kolorem wody, aż do malutkiego kawałka lasu. Znajduje się tam wysoki mur, który stanowi coś na wzór Wisełki wyspy Cozumel.
To tutaj lokalsi przychodzą wieczorami na piwo i skaczą do krystalicznie czystej wody. Zrobiliśmy więc to samo, spędzając najlepszy czas na wyspie. To znaczy, bardziej Kamil. Ja niestety jestem strachadło i nie opanowałam (jeszcze!) tych klifowych skoków. Tak czy inaczej, naprawdę warto wybrać się tutaj z maską do snorklingu i pooglądać liczne kolorowe rybki (na przykład Doris), które widoczne są nawet z góry. Niestety kolejny dzień pokaże nam, że trafiło nam się jak ślepej kurze. Bo to jedno z dwóch (!) darmowych miejsc do kąpieli z maską na wyspie.
Resztę dnia spędzamy na leniwym spacerze po mieście z licznymi restauracjami i klubami nocnymi. Nie słyszymy już meksykańskich przebojów, a amerykański rock. Natomiast ceny zmieniają się z pesos w dolary. Oxxo zastępuje 7-eleven, a sprzedawcy nawet nie próbują zagadywać do nas po hiszpańsku.
Zaczynamy rozumieć, że raczej nic tutaj w naszym budżecie nie zjemy. Więc zagryzając chipsy, cieszymy się na kolejny dzień i rychłą eksplorację rafy koralowej. Oh, my naiwni.
Ruszamy na przejażdżkę skuterem po wyspie Cozumelu
O godzinie 10:00 przekraczamy drzwi wypożyczalni i sprawnie odbieramy nasz skuter. Zawsze doceniamy, gdy takie miejsca mają wywieszone cenniki i nie trzeba bawić się w targowanie. Nie dokupujemy dodatkowego ubezpieczenia, bo czytaliśmy, że na wyspie nie ma dużego ruchu (spoiler: to na szczęście prawda). Na wszelki wypadek robimy jednak milion zdjęć i ruszamy w drogę.
SkyReef uratował nam dzień (a to wcale nie reklama)
Od razu kierujemy się na południe, gdzie znajdują się plaże z rafą koralową, by znaleźć najlepsze miejsce do snorklingu. Oczywiście interesują nas tylko punkty darmowe, w końcu większość budżetu wydaliśmy na wypożyczenie tego skuterka. Wyspę okrąża jedna droga ekspresowa, więc ciężko się tutaj zgubić. Wypatrujemy zjazdów na jakiekolwiek plaże publiczne. Niestety ciut bezskutecznie. Zjazdów co prawda jest sporo, ale wyłącznie na punkty widokowe lub drogie kluby plażowe. Po czasie okazuje się, że znaki na plaże publiczne chyba nie istnieją. Po raz pierwszy przeklinamy się za brak porządnego researchu przed ruszeniem w drogę.
Mamy darmową rafę!
Skręcamy więc do najbliższej restauracji – SkyReef. Bingo! Znajduje się tu wybrzeże z rafą. Pierwsze, gdzie nikt nie stoi przy wejściu, wyciągając rękę po opłatę za skorzystanie z kąpieli. Gdy tylko zaparkowaliśmy, kelner powiedział nam, żebyśmy na własną rękę nie próbowali kąpieli w wodzie obok. Ponieważ znajdują się tam żywe koralowce, na których nie można stawać. Niestety kątem oka zobaczyliśmy, że kilka osób wybrało tę opcję, niszcząc cud natury. Totalnie bez sensu, bo zamiast tego można wejść na teren restauracji i za darmo popływać w wodzie. Jedynie w przypadku chęci skorzystania z leżaków czy stolików, należy zakupić coś przy barze. To nam się podoba! Z życzliwości Kamil kupił sobie piwo. Chyba dawno nie kierował, bo zorientował się dopiero, gdy kelner dostarczył je do stolika. No nic, lepiej późno niż wcale.
Uwaga: Zachodnie wybrzeże wyspy Cozumel raczej nie słynie z piaszczystych plaż. Zresztą, to właśnie kamieniste zejścia do wody są najlepsze dla fanów odkrywania podwodnego świata. Ponieważ dno nie może być wzburzone od piasku.
Odkrywamy rafę koralową na wyspie Cozumel!
Szybko wskoczyliśmy do wody i zachwycaliśmy się od samego początku do końca. Nie trzeba odpływać daleko, bo dno wygląda najlepiej właśnie przy linii brzegowej. To tutaj znajdują się malutkie fragmenty rafy z licznymi muszelkami i wielokolorowe podwodne rośliny, skubane przez przeróżne rybki. Widzieliśmy nawet rozdymkę oraz różne gatunki malutkich niebieskich i żółtych ryb. Podwodne życie było niesamowicie interesujące, szczególnie, że to pierwsza widziana przez nas rafa koralowa.
Podobało nam się, że obsługa bacznie obserwowała osoby w wodzie i używała gwizdka w stosunku do wszystkich krnąbrnych osób, które postanowiły podpłynąć zbyt blisko rafy. Pamiętajmy, że jesteśmy tutaj jedynie gośćmi i wodnym stworzeniom należy się szacunek. Nie niszczmy ich siedliska.
Mieliśmy nadzieję, że jest to dobry początek naszej przygody na Cozumelu. Dlatego nie marnując czasu, wskoczyliśmy na skuter i pognaliśmy w kierunku kolejnej plaży. I tu zaczęły się schody.
Zbuntowany (i drogi) Cozumel
W Meksyku bardzo podobało nam się to, że wszystkie plaże są darmowe i publiczne 10 metrów od linii brzegowej. Okazało się jednak, że na wyspie Cozumel o tych przepisach nie słyszeli. Wszędzie informowali nas, że w ramach wejściówki musimy wydać minimum 10$ na drinki lub przekąski. Jako, że jest to nasz dzienny budżet jedzeniowy (na dwie osoby!), to postanowiliśmy odbić się od ściany jeszcze kilka razy, słysząc ten sam tekst. Ciekawy ten Cozumel, taki zbuntowany.
Przy okazji udało nam się wejść za darmo na Playa Palancar. Jednak wybrzeże jest tu piaszczyste, woda wzburzona, a praktycznie cała plaża tonie w leżakach. Nie tego szukaliśmy, więc jedziemy dalej. W końcu Cozumel słynie z rafy koralowej. Która musi jeszcze gdzieś tu być.
Uwaga: na Playa Palancar był jedyny strzeżony parking. Pan od razu poinformował nas o konieczności uiszczenia „tipa„.
Odpoczynek po drodze
Po drodze minęliśmy też kilka dzikich, kamienistych plaż. Postanowiliśmy wykorzystać jedną z nich na chwilę odpoczynku. Rozłożyliśmy się pod drzewem i obserwowaliśmy chłopca, który pływał przy brzegu. Wyposażony w okulary do snurkowania. Bardzo chcieliśmy zobaczyć, czy w tym miejscu nie moglibyśmy za darmo pooglądać rybek. Jednak nie było tam łagodnego zejścia do wody i musieliśmy odpuścić kąpiel. Gdybyśmy mieli odpowiednie buty to prawdopodobnie spędzilibyśmy tutaj więcej czasu. Oczywiście po upewnieniu się, że nie zniszczymy ewentualnej rafy.
Porażka numer dwa – to do tej plaży nie ma dojazdu?
Zrezygnowali (i mało przygotowani) próbowaliśmy jeszcze dojechać do plaży El Cielo, jednak po kilku nieudanych próbach (brak skrętu z drogi, który pojawiał się na nawigacji) złapaliśmy internet i wpisaliśmy nazwę tej plaży w google. I wyskoczyła nam niespodzianka. Okazało się, że nie ma możliwości dojechania do niej z lądu. Konieczne jest wybranie się na wycieczkę łodzią. Przy okazji dowiedzieliśmy się również, że identyczna sytuacja jest ze wszystkimi najlepszymi miejscami do pływania z rurką.
Uwaga, tylko nas nie przejedź!
Gonitwa za tą plażą zajęła nam dobrą godzinę. Jeżdżenia w tę i z powrotem. Prawdopodobnie uznalibyśmy ten czas za stracony, gdyby nie dwie kolejne niespodzianki.
Podczas drogi regularnie mijaliśmy znaki ostrzegawcze przed różnymi zwierzętami. I o ile nie jest to nic dziwnego, bo takowe pojawiają się dosłownie wszędzie, to na wyspie Cozumel po raz pierwszy były tak niesamowicie adekwatne. Dlatego cieszyliśmy się, że grzecznie zwolniliśmy przed znakiem „Uwaga, kraby!”. Dosłownie kilka metrów dalej przez ulicę przebiegł nam duży skorupiak z błyszczącym na niebiesko pancerzem. Identyczną sytuację mieliśmy chwilę później, gdy drogę przeciął nam… ostronos. Pierwszy, jakiego widzieliśmy w życiu.
Zmiana planów i kolejny zawód (z kasą w tle)
Musieliśmy na szybko zmienić plany, aby zdążyć zobaczyć resztę wyspy przed terminem zdania skutera. Od razu odpuściliśmy zwiedzanie wschodniego wybrzeża wyspy, ponieważ w maju porasta ono glonami. A na Cozumel w końcu przyjechaliśmy również po to, aby uciec od tego smrodu unoszącego się nad Playa del Carmen.
Dojechaliśmy więc do końca zachodniego wybrzeża, a konkretniej wieńczącej go plaży Punta Sur. Po tym całym dniu opłata 14$ za bilet do parku już nas nie zaskoczyła. Przyzwyczailiśmy się do odpuszczania. Spojrzeliśmy jedynie na plażę znajdującą się przed wejściem. Pocieszyliśmy się widokiem wzburzonej wody, tutaj już całkowicie spowitej glonami. Zdecydowanie nie byłoby to warte takiej opłaty.
Punkt widokowy z flagą piratów i glonami?
Ruszyliśmy jeszcze kawałek w kierunku punktu widokowego oznaczonego na mapie. Tutaj znów otoczyli nas sprzedawcy pamiątek, którym musieliśmy stawić czoła już od próby zaparkowania. Zostawiliśmy skuter i poszliśmy w stronę morza. Na plaży znajdowała się góra z wymarłej rafy koralowej. Na której szczycie dumnie powiewały flagi: Meksyku oraz piratów. Powoli wdrapaliśmy się na górę, pełną głębokich dziur. Które przy każdym kroku groziły zwichnięciem kostki. Zakończyliśmy tę nieprzyjemną przeprawę i spojrzeliśmy w dół, gdzie morze przykrywała warstwa zielonych glonów. Wciągnęliśmy w nosy znajomy zapach, potęgowany przez wiatr.
Słodko-gorzkie pożegnanie z wyspą Cozumel
Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i zmęczeni dzisiejszym dniem oraz źli na komercjalizację wyspy, zdecydowaliśmy się wrócić na pierwszą plażę.
Ponownie zatapiamy się w krystalicznej wodzie i żegnamy się z rafą, którą zdążyliśmy tego dnia dosłownie musnąć. Jeszcze wrócimy do Ciebie, rafo. Ale może jednak w trochę inne miejsce.
Byłeś na wyspie Cozumel? Może masz inne odczucia? Udało Ci się znaleźć inną darmową plażę z rafą koralową? Podziel się wrażeniami w komentarzu! Uwielbiam je czytać. 🙂
Dotarłeś aż tutaj? Jest nam bardzo miło! Mogłabym jeszcze poprosić o obserwację na Instagramie? Dziękujemy!
Planujesz kolejny wyjazd? Jeżeli wpis okazał się przydatny i chciałbyś nas wesprzeć, dokonaj zakupu przez nasze linki afiliacyjne. Nie zapłacisz ani grosza więcej, a my otrzymamy niewielką prowizję.
Zarezerwuj hotel Booking | Kup bilet na transport 12Go |
Wyszukaj loty Kiwi | Zarezerwuj atrakcje GetYourGuide |
Dodaj komentarz